sobota, 29 listopada 2014

61.

Kilka dni później... 
Od ponad tygodnia siedzę w tym szpitalu, mam już tego cholernie dość. Czuje się jakbym była zamknięta w czterech ścianach, bez możliwości opuszczenia ich. Właściwie, to poniekąd tak jest. Zayn codziennie mnie odwiedza, za co jestem mu wdzięczna. Gdyby nie on pewnie umarłabym z  nudów.
Martwię się o moje dziecko, to dla mnie duże wyzwanie, ale sądzę, że dam radę. Muszę zrobić to dla Harrego.

7 miesięcy później... 
W domu już jestem od ponad 7 miesięcy. Regularnie chodzę do ginekologa i innych potrzebnych miejsc. Oczywiście Zayn cały czas jest przy mnie, mieszka ze mną, ale czuję się trochę osaczona przez niego. Damon nadal nic wie, przez ten cały czas nawet się z nim nie wiedziałam. Nie dzwonił, nie przychodził, nie dawał znaków życia. Tak jakby zupełnie o mnie zapomniał. Może to nic takiego, ale to mój brat gdyby na to popatrzeć. Rodzeństwo powinno o sobie pamiętać...
Odkąd nie ma Harrego jest mi na prawdę ciężko, ale wiem, że jestem silna i zrobię wszystko aby nasze dziecko było zdrowe i szczęśliwe. Chcecie wiedzieć jaką ma płeć? Córka. Jestem niezmiernie szczęśliwa z tego powodu, chociaż dla mnie nie ważna jest płeć, ważne jest aby było zdrowe.
Ciekawe czy Harry chciał mieć dzieci?
Jeszcze nawet nie wiem jak dam jej na imię...

- Hej, coś ty taka zamyślona dzisiaj?- Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie głos Zayn'a przed sobą. Spojrzałam na niego spod ukosa na co ten tylko się zaśmiał. Usiadł obok mnie i włączył film, który kilka godzin temu sam wypożyczył.
- Co to? - Spytałam spoglądając na dopiero zaczynający się repertuar.
- Wyścig po życie. - Odpowiedział tym samym uciszając mnie. Ah ci chłopcy. Tylko czy to nie jest poniekąd dziewczęcy film? W końcu gra tam Selena Gomez, z tego co wiem. Widocznie jemu podoba się ten repertuar, więc mi nic do tego. Od bardzo dawna nie obejrzałam niczego w takim skupieniu, bardzo wkręciłam się w fabułę filmu. Uwielbiam filmy akcji, podobnie jak Zayn. Akurat w najlepszym momencie filmu, ktoś zadzwonił do drzwi. Kompletnie się tego nie spodziewałam, dlatego aż podskoczyłam ze strachu. Zayn widząc moją reakcje zaśmiał się tylko, ale oczywiście nie ruszył swego szanownego tyłka.

Gdy podeszłam do drzwi, spojrzałam przez wizjer i niemal nie zemdlałam. Sam Damon we własnej osobie, stał przed moim domem. Czujecie tą ironie? 
Otworzyłam je, uchylając nieco bardziej by mógł wejść.
- Co cię to sprowadza? - Spytałam bez owijania w bawełnę.
Damon nawet się nie rozebrał.Stał tam, taki jak wszedł i z tego co można było dostrzec, wcale nie zamierzał się ruszyć.
- Tak, Rose. Ja też się cieszę, że cię widzę. - Gdy to usłyszałam, myślałam, że zaraz wybuchnę.
- Czy ty sam siebie słyszysz? Ponad pół roku miałeś mnie w dupie, a teraz przychodzisz tu jakby nigdy nic i dziwisz się jeszcze, że tak się zachowuje?
Damon na początku spojrzał na mnie zdezorientowany, ale szybko nabrał normalnej miny.
- Sorry. Miałem dużo pracy.
- Cokolwiek.
Powiedziałam i weszłam do salonu, gdzie siedział Zayn, zostawiając brata samego. Ciekawe kim on jest, skoro ma aż tyle tej pracy. To znaczy wiem, że to na pewno nic bezpiecznego, a tym bardziej już legalnego, ale to nie zmienia faktu.
W pomieszczeniu zagościł  Damon z miną "Wtf?!" I dobrze mu tak.
- Rose. Wiem, że zrobiłem źle, ale... - Nagle usłyszałam ogromny huk. Jakby...
- Strzały?! - Krzyknęłam zdenerwowana. Zauważyłam, że Damon wyciąga swoją broń i celuje w  okno z którego toczyła się "walka" . Po krótkiej chwili Zayn również do niego dołączył, co m,nie bardzo zdziwiło. Mieszka ze mną, a ja nawet nie mam pojęcia co on trzyma w kieszeniach....
Zdecydowanie tego za dużo jak dla mnie. Aż mi się słabo zrobiło, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać.
- Zayn! - Krzyknął Damon. - Zabierz stąd Rose. Ja się nimi zajmę.
- Nigdzie nie idę! - Krzyknęłam równie głośno. Nie ufam już Zaynowi. Kto wie czy nie chciałby również i mnie zabić?
- Jak stąd nie pójdziesz, to oni cię zab...
- Ty ją weź. - Usłyszałam nagle głos Zayn'a, który przerwał mojemu bratu. Widać było, że się zawahał, ale w końcu się zgodził.
- Dobra.
Podeszłam powoli do Damon'a, uważając na szczały.
- Wszystko okay? - Spytał gdy był już obok mnie. Pokiwałam ledwo widzialnie głową. Brat chwycił mnie za łokieć i zaczął ciągnąć w stronę jego samochodu. Robiło mi się coraz słabiej z tego wszystkiego, zapewne gdyby nie on upadłabym na podłogę. Boje się. Boje się o moje dziecko. Damon puścił mnie, aby otworzyć drzwi od strony pasażera, a ja przytrzymałam się auta, aby utrzymać równowagę. Damon  zauważył to i znów spytał.
- Dobrze się czujesz?
- Tak.
Odpowiedziałam bez namysłu. Nie uwierzył mi,.
- Rose. Przecież widzę, że coś jest nie tak. - Westchnął, ale ja nie miałam zamiaru mu nic więcej mówić,więc znów otworzył usta. - Chodzisz jakaś nie swoja, zawsze zamyślona, nawet przytyłaś...
Zaczął, a mi się zebrało na łzy. I co ja mu teraz powiem? Jak powiem mu o dziecko, to wyśmieje mnie od kurw.... Cały czas patrzył na mnie uważnie. Już po mnie.  
------------------------------------------
Ok... wiem, że zawalam po całości, ale przepraszam. Rozdział miał być w zeszłym tygodniu, a daje go teraz i to jeszcze taki krótki i lipny. Wiecie, że jest szkoła, zbliża się koniec semestru, a ocenki średnie.
Postaram się dodać jeszcze jeden tak do środy jak się wyrobię :) 

Udanego weekendu :* 

sobota, 15 listopada 2014

60.

 *Oczami Rose*
    Nagle poczułam okropny ból w skroni. Niechętnie uniosłam powieki, aby ujrzeć ciemność przed sobą. Moje oczy nie były przyzwyczajone do takich ciemności, więc chwilę potrwało nim cokolwiek dostrzegłam. Gdy jednak udało mi się to, zorientowałam się, że wcale nie jestem u siebie w pokoju. A nawet w domu. 
Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, czego od razu pożałowałam. Okropny ból, który towarzyszył mi w momencie przebudzenia się, powrócił. Prawie krzyknęłam gdy zobaczyłam, że jestem w szpitalu, podłączona do mnóstwa przedziwnych rzeczy. A na dodatek obok mnie siedzi Zayn w pozycji leżącej. Nie mam pojęcia o co chodzi, dlaczego tu jestem i czemu jest tu Zayn? 

Nagle dostrzegłam, że Zayn się poruszył, nie chciałam z nim rozmawiać w tej chwili, więc szybko, lecz w miarę cicho, obróciłam się do niego plecami i udawałam, że śpię. Przez chwilę myślałam, że mi się wydawało i chłopak nie obudził się, lecz moje myśli od razu odfrunęły gdy poczułam jak chwyta mnie za dłoń i lekko ją głaska. W sumie.. po co mam udawać, że śpię? Czasem sama siebie nie rozumiem. Może on tylko czeka na to, abym się obudziła? 

*Oczami Zayn'a*
Gdy się obudziłem, bylem lekko rozespany. Przez chwilę wydawało mi się jakby Rose się poruszyła, ale gdy się podniosłem wszystko prysło. Zauważyłem, że dziewczyna nadal leży, ma zamknięte oczy. Chwyciłem delikatnie jej drobną dłoń, nadal nie spuszczając z niej wzroku. Ale zaraz....
Przecież ona leżała prosto, a teraz jest bokiem... ? 
Poprawiłem się na krześle i znów rzuciłem okiem na dziewczynę. Rose uchyliła lekko oczy, po czym przetarła je dłońmi. Obudziła się... O BOŻE ROSE SIĘ OBUDZIŁA! wreszcie.... 
- Rose.. jak się cieszę, że się wybudziłaś. - Powiedziałem, po czym mocno ją przytuliłem. Brakowało mi jej. A już się bałem, że ją straciłem. Nie czuje nic do niej szczególnego, ale jest/ była dziewczyną mojego kumpla. To mówi samo za siebie. 
- Zayn.... udusisz mnie. - Wyszeptała śmiejąc się. Puściłem ją i wróciłem na swoje poprzednie miejsce. 
- Jak się czujesz? - Spytałem z troską.
- Głowa mnie boli... - Powiedziała, jakby zastanawiając się nad czymś. - Co ja tu właściwie robię? 
Spojrzałem na nią podejrzliwie. Na serio nic nie pamięta? 
- Nie pamiętasz? 
Pokręciła przecząco głową, nadal patrząc na mnie wyczekująco. 
- Ostatnio źle się czułaś... zemdlałaś. - Powiedziałem spuszczając głowę. Było mi trochę głupio, w końcu mogłem działać już wtedy gdy pierwszy raz zauważyłem, że się nie czuje najlepiej, a nie dopiero gdy coś się stało. 
- No tak, ale... czemu tutaj jestem? Ile w ogóle tu już jestem? - Usiadła niezdarnie, czekając na odpowiedź z mojej strony. 
- Przywiozłem cię tu, gdy straciłaś przytomność. Dzień. 
Rose westchnęła znacząco, po czym znów się odezwała. 
- Okay... czemu tak długo? 
O nie. I co ja mam jej teraz powiedzieć? No sorry Rose, ale za około 9 miesięcy zostaniesz nastoletnią matką, wychowującą sama dziecko, ponieważ twój niedoszły mąż nie żyje. Ta... na  pewno dobrze to przyjmie. Boże, jakie ona ma spaprane życie. Współczuje jej. Serio. 
- Em.... nie wiem. 
Kretyn
- Wiadomo już czemu tak źle się czułam ostatnio? 
Trafiłaś w sedno. 
- Ja nie wiem... nie powiedzieli mi za dużo. 
Rose przytaknęła lekko głową w znak zrozumienia. Nie, Rose ty nic jeszcze nie rozumiesz. 
Nagle do pomieszczenia weszła pielęgniarka z obiadem. Położyła go na stoliczku obok łózka dziewczyny, po czym życzyła jej "smacznego", a następnie wyszła. 
Rose spojrzała tylko z niesmakiem na talerz przed nią, po czym odwróciła wzrok od niego. 
- Zjedz. To wam dobrze zrobi.
Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem, po czym wychwyciła. 
- Wam? 
Osz kurwa. 
- To znaczy tobie. Sorry, to ze zmęczenia. 
Rose już nic więcej nie powiedziała, tylko wzięła posiłek i grzecznie zaczęła go konsumować. 
Mało brakowało. 

Dwie godziny później... 

Aktualnie siedzimy z Rose w "pokoju telewizyjnym" i oglądamy jakieś durne seriale, gdyż jedna ze staruszek nie pozwoli nikomu przełączyć. Starość nie radość... 
Widać, że dziewczynę nudzi to tak samo jak i mnie. W pewnym momencie wtuliła się we mnie i przymknęła oczy. 
- Chodź. Jesteś zmęczona. - Stwierdziłem podnosząc ją razem z mną. Nie protestowała, więc uznałem to za zgodę. Zaniosłem ją do "jej' sali i położyłem na łóżku. Rose niemal od razu usnęła, a ja w tym czasie poszedłem załatwić swoje sprawy. 

*Oczami Rose*
Obudziłam się przez nagły przypływ zimnego powietrza. Gwałtownie podniosłam się, otwierając przy tym oczy. 
- Spokojnie. 
Usłyszałam łagodny głos, jak się okazało doktora. To on musiał otworzyć okno, pewnie aby przewietrzyć. 
- Jak się pani czuje? - Spytał siadając na krześle obok łóżka. 
- Lepiej. - Krótko i na temat. 
- To dobrze. - Powiedział i wydał się jakiś taki.. zamyślony? - Wie już pani? 
- Nie, a jest coś o czym powinnam wiedzieć? - Spytałam głupio. Lekarz spojrzał dziwnie na mnie, po czym kontynuował. 
- Tak. Wydaje mi się, że to dość istotne. 
Spojrzałam na niego wzrokiem " kurwa mów, bo cię rozpierdolę"  , po czym znów się odezwał. 
- Jest pani w ciąży. 
Powiedział, a mnie wmurowało. Nie mogłam wykonać ani jednego ruchu, czułam że cała krew ze mnie odpływa. 
- Nie, nie, nie. To na pewno jakieś nieporozumienie. Ja nie mogę być w ciąży! Niby kurwa z kim?! - Wybuchłam, nie mogłam się opanować. To dla mnie zdecydowanie za dużo. 
- Proszę się uspokoić panno Rose. To nie jest żadne nieporozumienie. Spodziewa się pani dziecka. Gratulacje. - Zapewnił mnie.Ale przecież ja z nikim nie... O mój boże. A jeśli to dziecko Harrego?! 
To bardzo prawdopodobne gdyż z nim przecież nie raz spałam i to jeszcze przed jego.. śmiercią.  Spojrzałam niechętnie na mój brzuch. Czy to na prawdę możliwe, że tam w środku jest mały Styles? 

- Niestety jest jeszcze coś co powinna pani wiedzieć. 
- Tak? czy to coś z dzieckiem? 
Lekarz tylko pokiwał twierdząco głową, po czym kontynuował. 
- Niestety ciąża jest poniekąd zagrożona. 
- Co? Ale jak to? 
- Może to być spowodowane szkodliwymi substancjami, takimi jak alkohol, papierosy, a nawet stres. 
- O boże. - Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Przecież ja to wszystko brałam.... 
- Ale spokojnie, zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby ciąża przebywała prawidłowo. 
Zapewnił mnie, uśmiechając się lekko. 
- Dziękuję. 

_______________________________________
Nie za bardzo podoba mi się ten rozdział.. a wam? 
Prawdopodobnie napiszę FF o Louisie jako kolejne opowiadanie. Co wy na to? 

Miłego weekendu kochani :*

sobota, 8 listopada 2014

59.

***Oczami Zayn'a***
     Nie wiedziałem co jest grane gdy Rose tak znikąd po prostu zemdlała. Co prawda wiedziałem, że nie najlepiej się czuję, ale ostatnio nic jej nie było. Szybko podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce, prowadząc z powrotem do samochodu. Nie wiedziałem co mam właściwie robić, więc wsadziłem ją na tyle siedzenia mojego auta i próbowałem ją obudzić. Zacząłem nią wstrząsać i wołać jej imię, ale to nic nie dawało. W ostateczności postanowiłem zabrać ją do szpitala. Droga nie trwała wcale długo. Po 10 minutach byliśmy już na miejscu.. Na  korytarzu dostrzegłem kilku lekarzy, więc podszedłem do nich i prosiłem ich o pomoc. Niemal od razu zorientowali się o co chodzi. Jeden z doktorów postawił mi lorze pod "nos", więc położyłem na nich nieprzytomną dziewczynę. 
- Co się stało? - Spytał mnie jeden z nich spoglądając na Rose. Właściwie to sam do końca nie wiedziałem, przecież nic jej nie było poniekąd. 
- Zemdlała. - Powiedziałem w końcu. No bo co mogłem innego powiedzieć? Lekarz tylko spojrzał na mnie z pod ukosa, ale chyba dostrzegł, że nie mam nic więcej do powiedzenia. Zabrali ją na salę, właściwie nawet nie wiem jaką. Usiadłem pod ścianą na ławce i czekałem na doktora. 
~^~~ 
Po ponad godzinie wreszcie wyszedł mężczyzna, trzymając papiery w ręce. 
- Co z nią? - Spytałem gdy do mnie podszedł. 
- Nie wybudziła się, jeśli o to panu chodzi. - Oznajmił mnie, a ja nie powiem, bo zmartwiłem się. Obiecałem Harremu, ze się nią zajmę, nie mogę tego zawalić. 
- Ale wszystko w porządku? - Dopytywałem spokojnie. 
- Tak. Wszystko w okay. - Powiedział, ale jakby się zawahał. - Możemy wejść do gabinetu? - Spytał nagle, a ja tylko skinąłem głową i uprzejmie poszedłem za nim. 

- Więc? O co chodzi? - Spytałem gdy byliśmy już w środku. Lekarz usiadł za swoim biurkiem, wskazując mi abym zajął miejsce na przeciwko. 
- Postoję. Może pan przejść do rzeczy? 
- Badania wyszły pozytywnie, pacjentka jest w dobrym stanie zdrowotnym, pomimo faktu, że nadal jest nieprzytomna. - Zaczął patrząc wprost na mnie. - Właściwie nie wiem dlaczego pani Rose nadal się nie wybudziła. - Dokończył nieco ciszej. Jak to kurwa nie wie? Od tego tu jest, aby mi powiedział w czym problem. Zaraz jebne. 
- Jak to nie wie pan?! 
Spytałem już nieźle wkurwiony.
- Ale proszę się uspokoić. Gniew w niczym tu nie pomoże. - Upomniał mnie. - A więc w  związku z powyższym mam do pana kilka pytań, które mogą pomóc w kolejnych badaniach. - Zaczął,  aja tylko przytaknąłem. Ale kurwa przecież ja nic nie wiem o niej właściwie. Niby mieszkam z nią, ale nie mam pojęcia o wielu rzeczach. - Czy pani Rose zażywa jakieś leki? - Spojrzał na mnie wyczekująco. 
- Nie, raczej nie. Przynajmniej nie widziałem.  - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 
- Mieszkają państwo razem? - Zadał kolejne pytanie. Co? 
- Tak. - Powiedziałem oschle. Co go to kurwa?! 
- Tym lepiej. - Powiedział poprawiając się na krześle. - Czy Rose nadużywa alkoholu lub papierosów? 
Hm.. to znaczy pije zawsze na imprezach, a czy pali to w sumie nie wiem, czasem zapali ale to tylko okolicznościowo. Chyba, że nie przy mnie... 
- Nie. 
- No dobrze... - Zaczął, zapisując moje słowa do zeszytu, jak sądzę. - A może jest w ciąży? -Zapytał, a mnie aż zatkało. Rose? W ciąży? Nie, to nie możliwe. Przecież z nikim się nie pieprzyła ostatnio. Mieszkamy razem to bym przecież wiedział. Chyba, że to było jeszcze wcześniej... 
- Nie wiem. - Powiedziałem nieźle zamyślony. 
- Mieszkają państwo razem i pan nie wie czy pańska współlokatorka jest w ciąży? - Spytał zdziwiony. 
- Nie jestem jej chłopakiem. Nie wiem. 
- A pani Rose w związku? - Dopytywał ciągle. 
- Nie, to znaczy już nie... - Przez chwile zastawiałem się czy powiedzieć mu o tym ,czy też nie. - Jej narzeczony zginął niedawno. - Dokończyłem jednak. Może faktycznie lepiej będzie, gdy będę współpracować, zamiast utrudniać? W końcu to dla dobra Rose. 
- Dobrze. Rozumiem. Czyli.. możliwe, że pani Rose może być w ciąży? - Spytał jakby podsumowując. Ja tylko niepewnie przytaknąłem głową. 
- W takim razie musimy to sprawdzić. - Powiedział nagle i wstał, jakby olśniony tym co powiedział. 

~^~~
Siedziałem znowu na korytarzu, czekając na doktora, który miał sprawdzić czy Rose jest w ciąży. Jeszcze niedawno nawet przez myśl by nie przeszło, że ona może mieć dziecko. Nie mam pojęcia jak ona to przyjmie, ale ja wiem, że to jej zniszczy życie. Załamie się jeszcze bardziej. Wiem jedno. Musze jej pomóc. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę. Nie mogę jej tak zostawić samej. 
Nagle drzwi od sali, w której znajdowała się dziewczyna uchyliły się a w progu stanął lekarz wraz z pielęgniarką. Wstał automatycznie i podszedłem do nich. Nawet nie musiałem o nic pytać, mężczyzna od razu wiedział co chce powiedzieć. 
- Gratulacje.Pani Rose spodziewa się dziecka. - Powiedział a mnie zamurowało. CO? To.. nie nie nie to nie możliwe! Na pewno się pomylił. 
- Jest pan pewien? 
- Stuprocentowo. - Powiedział, a ja patrzyłem na niego jak na kosmitę. 

- Aaa a co z dzieckiem? - Spytałem gdy już doszedłem do siebie. 
- jeszcze nie wiadomo, czekamy na analizę. Gdy będzie  pewne, powiadomię pana. 

Poszedłem do Rose. Co z tego, że jest nadal nieprzytomna? Już jej nie badają, więc mogę bez problemu siedzieć przy niej. Z resztą wolę przebywać tu, niż na korytarzu gdzie każdy sobie przechodzi koło mnie jak chce. Denerwuję mnie to. Usiadłem na stołku tuż obok łózka i wpatrywałem się w brunetkę. Tak słodko śpi... 

____________________________________
No i jest 59 :D Rose w ciąży... z tego co widziałam, chyba każdy wiedział, że o to chodzi no nie?  Nie trudno było się domyślić. 
Wracając do pytania z.. zawsze xD Co mam pisać następne? Jesteśmy coraz to bliżej końca, a ja nadal nie mam pojęcia co pisać dalej? Smutno mi trochę, że już będę musiała rozstać się z Feeling, no ale takie życie. Nic nie może trwać wiecznie.. 
A i możliwe, że dodam rozdział w połowie następnego tygodnia, ale nic nie obiecuję :)

Udanego weekendu misie :*