sobota, 27 grudnia 2014

65.

Tydzień później...

Ostatnie 7 dni spędziłam w szpitalu z dzieckiem. Damon cały czas przy mnie był i mnie wspierał. Jestem mu bardzo wdzięczna za to, ale jednak źle się czuję z myślą, że nie robi nic po za troszczeniem się o mnie. Podobnie było z Zayn'em, w końcu to, że byłam w ciąży, a teraz urodziłam i mam na głowię niemowlę, to tylko i wyłącznie moja sprawa i moje zadania aby się nim zająć. Nie chce ich tym przytłaczać, a już tym bardziej żeby czuli, że muszą mi pomóc.

- Rose, minął już tydzień, jak nazwiesz małą? - Zwrócił się do mnie Damon, gdy wsiadałam z dzieckiem do jego samochodu. Wreszcie mogę spokojnie wrócić do domu i tam sprawdzać się w roli matki.
- Nie wiem. Jest tyle ładnych imion dla dziewczynek, że po prostu nie potrafię wybrać. - Powiedziałam zgodnie z prawdą, choć wiem, że już dawno powinnam to zrobić. Za niedługo chrzest, a ja nie mam pojęcia jak nazywa się moje dziecko.
- Wiesz, że masz mało czasu. - Stwierdził brat, tak jakby czytał mi w myślach.
- Wiem. - Odparłam zamyślona.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, jedynie radio cichutko grało spokojne rytmy, przy których moja córeczka uwielbiała zasypiać. Przez całą drogę rozmyślałam o tym jak teraz wszystko nagle się zmieni. Jak z szalonej nastolatki, muszę zrobić z siebie odpowiedzialną matkę.Jak dla mnie to bardzo trudne zadanie, lecz mam nadzieję, że mu podałam. Muszę.

- Samantha. - Powiedziałam wreszcie, gdy Damon miał właśnie wysiadać z samochodu, pod naszym domem. Spojrzał na mnie pytająco.
- Co?
- Nazwę ją Samantha. - Odpowiedziałam śmiertelnie poważnie.
- Wreszcie się zdecydowałaś. - Stwierdził i wysiadł z uśmiechem na twarzy.

Wszyscy weszliśmy do niewielkiego domu, którego właścicielem był mój brat.Tak, to to samo miejsce, w którym mieszkałam przed porodem. Z tego co zdążyłam zauważyć, niewiele się tu zmieniło. Po zamknięciu wejściowych drzwi, razem z malutką Sam udałyśmy się do mojego wcześniejszego pokoju. Tak jak się spodziewałam nic jeszcze w nim nie było, co mogłoby przyda się dla dziecka, ale Damon obiecał, że zakupy zrobimy jutro z samego rana. Niestety ja miałam inny plan.

Nie chce dłużej być dla wszystkich przeszkodą, więc wolę wycofać się póki na to czas. Oczywiście, że nie zostawię Sam. Mój plan jest dość ryzykowny i odpowiedzialny, mam tylko ogromną nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i nic nie spieprzę, jak to mam w zwyczaju.

Jak na razie pożegnałam się z Damonem życząc mu dobrej nocy, a córeczkę uspałam, po czym sana położyłam się obok niej na łóżku, lecz przed tym ustawiłam sobie budzik w telefonie na drugą w nocy. Sen przyszedł dość szybko, nawet nie wiedziałam kiedy dokładnie zasnęłam, ale wiem, że spało mi się nadzwyczaj dobrze, przy boku mojej ślicznej Samanthy.

Obudziłam się równo o drugiej w nocy. Szybko wyłączyłam dzwoniący alarm, aby nie narobił zbyt wielkiego hałasu. Gwałtownie zerwałam się na równe nogi, nagle pobudzona i gotowa do działania.

Chwyciłam zwinnym ruchem ciuszki smacznie śpiącej Sam i delikatnie ubrałam ją ciepło, a resztę potrzebnych rzeczy spakowałam do przenośnej torby. To samo zrobiłam ze swoimi niezbędnymi rzeczami, po czym założyłam na siebie czarne rurki i gruby sweter. Gdy byłam pewna, że wszystko spakowałam i dziecku na pewno nie będzie za zimno ani sprawiało nic dyskomfortu, założyłam szybko buty oraz wzięłam grubą kurtkę do ręki, gdyż nie miałam zbyt wiele czasu. Wszystkie te czynności wykonywałam po ciemku, aby nie obudzić Damona. Przed samym wyjściem chwyciłam klucze od samochodu brata z komody na przedpokoju i opuściłam to pełne wspomnień miejsce.

Z dzieckiem na rękach oraz torbą, udałam się do auta, które stało obok posesji. Starając się nie narobić hałasu, delikatnie włożyłam Sam do fotelika na siedzeniu pasażera, a torbę wraz z kurtką rzuciła na tyle siedzenia. Sama wsiadłam na miejsce kierowcy. Dobrze, że przynajmniej mam prawko.  Pomyślałam i ruszyłam, spoglądając na śpiąc obok córeczkę.

Właściwie to nie wiem czy dobrze postąpiłam. Wiem jedynie, że może być tylko lepiej.

Czas zacząć nowe życie, z dala od rodziny, wspomnieć i niepotrzebnych myśli. Chcę być wolna i z lekkością spoglądać na przyszłość.
Chcę cieszyć się każdym wschodem słońca oraz uśmiechać się na jego zachód, gdyż wiem, że o szczęście kolejnego dnia znów powróci. 

Chcę być sobą. 

_________________________________________
Okay... i co o tym myślicie? Wiem, że trochę dziwnie do wyszło, ale zdanie należy do was.

Mam tylko małe pytanko - napisać jeszcze kilka rozdziałów, czy lepiej epilog i tyle? 
Mam jeszcze pomysł na dwa rozdziały, ale z tego co widzę, coraz mniej was odwiedza moje FF.
Zapraszam również na moje nowe FF o Liamie w roli głównej. Addiction . Pojawił się już pierwszy rozdział i prawdopodobnie dzisiaj bądź jutro będzie również i drugi. Mam nadzieję, że kolejne fanfiction także się wam spodoba i z chęcią będzie je czytać. :)

Udanego weekendu :*

niedziela, 21 grudnia 2014

64.

   *Oczami Damon'a*

Już ponad pół godziny czekam na Rose, martwię się. Czy każdy poród tyle trwa? Zaraz normalnie oszaleje. Chodzę po szpitalnym korytarzu w jedną i drugą stronę z nadzieją, że może choć to mi trochę pomoże. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Przynajmniej teraz już wiem, że nie jestem w tym dobry.
Usiadłem zrezygnowany na małej ławeczce obok sali i nadal czekałem. Nagle mój telefon zadzwonił, gdy spojrzałem na dzwoniącego, nieco się zdziwiłem, ale pomimo tego odebrałem.
- Tak?
- Siema, wiesz może co z Rose? Dzwonie do niej, ale nie odbiera.
- Może wiem. - Odparłem chłodno.
- Powiesz? - Domagał się.
- Po co ci to wiedzieć? Tyle się nie odzywałeś, a teraz nagle wielki Zayn powrócił? Sorry stary, ale nie do mnie z tymi bajami. - Wkurwił mnie. Nie coś żebym się martwił, ale gdyby zginął nie wiedziałbym jak powiedzieć o tym Rose. Ostatnio bardzo dużo przeszła i nie wiem czy poradziłaby sobie z tym. Przynajmniej teraz wiem, że żyje i mogę powiedzieć o tym siostrze, może wtedy choć trochę się uspokoi, bo coś czuję, że już dawno chciała mnie o to zapytać.
- Ej sorry okay? Nie mogłem nic zrobić, oni...
- Co kurwa oni? Jacy oni? Mówiłem już coś na temat tych twoich bajeczek.Co, może powiesz mi jeszcze, że cię porwali, trzymali czy co tam robili! Mam już tego kurwa dość, z tobą nigdy nie można było się normalnie dogadać. Miałeś ją chronić, a nie zaprzyjaźniać się. - Wyrzuciłem wreszcie. Kilka przechodniów zwróciło na mnie uwagę, ale waliło mnie to.
Nastała chwila ciszy. Pewnie nie wiedział co powiedzieć. Nie dziwie się mu.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, gdzie jest Rose?
- W szpitalu.
Odparłem szybko i się rozłączyłem.

Po krótkiej chwili ujrzałem, że drzwi od sali w której znajdowała się Rose, lekko się uchyliły. Wstałem jak poparzony, gdy dostrzegłem dziewczynę siedzącą na wózku a za nią jedną z pielęgniarek. Rose wyglądała na wyczerpaną.Starsza kobieta zwiozła ją pod jej tymczasową salę i pomogła położyć się na łóżku.
- Niemowlę przyprowadzimy, zaraz po jego oczyszczeniu. - Zapewniła miło się uśmiechając  i wyszła.Spojrzałem na twarz Rose. Miała lekko przymrużone oczy, co sugerowało zmęczenie. Powinna się przespać, wiele dzisiaj przeszła, ale dobrze, że mamy to już za sobą. Nie wytrzymałbym dłużej tego stresu, że w każdej chwili może urodzić.
 - Jak się czujesz? - Spytałem przerywając ciszę. Dziewczyna nawet nie podniosła wzroku na mnie.
 - Bywało lepiej. - Odparła beznamiętnie.Uśmiechnąłem się słabo do niej. Współczuje jej, serio. Nic się już więcej nie odezwałem, widziałem że nie ma nawet siły mówić. Czekałem tylko z niecierpliwością na pielęgniarkę, która ma przyprowadzić dziecko. Byłem okropnie ciekawy jak wygląda.

 Po około 30 minutach wreszcie starsza kobieta zawitała w sali Rose. Mój wzrok od razu powędrował do "łóżeczka", w którym znajdowała się śliczna córeczka mojej siostry. Z uśmiechem na twarzy spojrzałem na Rose, spała. Dobrze, że usnęła. Należy jej się chwila odpoczynku.
 - Gratulacje córeczki. - Powiedziała pielęgniarka, po czym przyjechała wózeczkiem obok śpiącej Rozalii.

- Jestem bratem Rose. - Poprawiłem ją, widać było, że jest zdezorientowana. - ale Dziękuję. - Dokończyłem znów się uśmiechając.-
 - Proszę przekazać pani Rozalii, aby nakarmiła niemowlę zaraz po przebudzeniu się. - Poinformowała na co skinąłem tylko głową. Boje się teraz o bezpieczeństwo Rose. To znaczy zawsze się martwiłem, ale w tej chwili do chronienia mam jeszcze jedną osóbkę. Mam nadzieję, że podołam. Zastanawiam się jak to będzie teraz wyglądać... nigdy nie miałem nawet w domu dziecka, a szczególnie tak małego, a co dopiero opiekować się nim. Nie ma ojca małej, więc chce, aby mogła przynajmniej na mnie polegać. Zawsze dziecku jest potrzebna męska ręka. Nawet nie zorientowałem się kiedy kobieta wyszła zostawiając mnie z niemowlęciem. Ciekawe jak Rose da jej na imię..

 Podszedłem do niej i dokładnie się przyjrzałem. Kształt twarzy ma po Rose. Właściwie to jedynie tyle mogę w tej chwili dostrzec, gdyż jest cała opatulana w miliony koców i rożek. Trzeba zrobić zakupy rano dla małej Styles. Szkoda, że nie zdążyli się pobrać..mina mi od razu zrzedła gdy o tym pomyślałem. No, ale cóż..mówi się trudno i żyje się dalej.

*Oczami Rose*

Nagle do moich uszu dobiegł okropny dźwięk. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam, przez co miałam chwilowe zawroty głowy, ale szybko mi przeszły. Wstałam chwiejnie i dopiero wtedy zorientowałam się, że obok mnie w malutkim, przenośnym wózeczku znajduje się jedyna osoba dla której mam chęć żyć. Przyjrzałam się jej uważnie i uśmiechnęłam słabo. Nie mam pojęcia jak ja sobie poradzę z tym wszystkim. Nie miałam nawet okazji, ab pomyśleć o tym wszystkim. Mam jednak plan, ale nie wiem czy taki dobry, jeśli sprawy potoczą się tak jak przypuszczam, mój aktualny plan będzie idealny.

Wzięłam najdelikatniej jak tylko mogłam małą na ręce i mocno przytuliłam do siebie. Chyba wyczuła, że to ja bo przestała płakać. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Niemowlę chwyciło mnie lekko za włosy i prawie nie wyczuwalnie pociągnęło za nie. Charakter to ma po mnie. Pomyślałam. Jednakże ona znów zaczęła wydawać z siebie przeróżne dźwięki, na co lekko się skrzywiłam.

Może jest głodna?

Usiadłam wraz z dzieckiem na łóżku i odchyliłam delikatnie moją bluzkę, tak abym mogła ją nakarmić. Córka niemalże od razu zaczęła konsumować pokarm z mojej piersi. na szczęście wiem jak to się robi, gdyż moja mama, jak jeszcze żyła, mówiła mi o takich rzeczach. Często rozmawiałam z nią na przeróżne tematy, czego chwilami bardzo mi brakuje. Nagle usłyszałam ciche chrapnięcie. Zainteresowana odgłosem, obróciłam się z jego źródła. Odetchnęłam z ulgą, gdy zorientowałam się, że obok mnie na stołku śpi Damon. Tak słodko wygląda gdy jest taki spokojny. Chciałabym, aby rodzice nadal żyli. Chciałabym żeby moja córka poznała swoich dziadków. Właściwie to są jeszcze rodzice Harrego, ale nie rozmawiałam z nimi od śmierci ukochanego. Nie wiem nawet co miałabym im powiedzieć. Pewnie oni też by myśleli, że to wszystko moja wina, że to ja jestem winna śmierci ich jedynego syna. Wiem i sama czasem czuje się podle z tymi myślami. Gdy wspomnę sobie ten dzień, a właściwie noc,aż chce mi się płakać. Widzę wszystko tak jakby to było zaledwie wczoraj, a nie ponad rok temu. Ten moment w którym znalazłam ciało Harrego już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jak blizna. Nawet nie wiem co odpowiem mojej córce, gdy spyta o tatę. Wolę na razie o tym nie myśleć.

Ciekawe co u Lily. Z nią również  długo nie kontaktowałam się, ale nie aż tak jak z rodzicami Harrego. Nawet nie wiem czy wie o mojej ciąży, a co dopiero o porodzie. Chciałabym znów ją zobaczyć, wiedzieć, że mam w niej wsparcie, a ona we mnie. Zastanawia mnie jak ona się trzyma. Z tego co wiem Nathan wyszedł cało z tego, więc nie powinna być w tak strasznej rozsypce jak ja. Zresztą Lily jest silniejsza ode mnie, łatwiej jest jen oswoić się z sytuacją lub całkowicie o niej zapomnieć. Zazdroszczę jej tego, też bym chciała taka być. doszłam właśnie do wniosku, że muszę się z nią spotkać. Brakuje  mi jej, w ogóle brakuje mi przyjaciół. Wszyscy wokół mnie albo giną albo odsuwają się ode mnie, co mnie bardzo frustruje. Nie wiem co o tym mam sądzić.
________________________________________________________________________

Hejo :* Boże Rose ma dziecko o.O :D Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział i zapraszam na nowego bloga Addiction . Na razie nie ma zbyt wiele, ponieważ tylko prolog i zwiastun, ale za niedługo pojawią się rozdziały, tylko przed tym chciałabym aby FF zdobyło jakiekolwiek zainteresowanie.
Jeśli podoba się prolog - zostaw komentarz :)

Wesołych świąt wszystkim! ♥

wtorek, 16 grudnia 2014

63.

2 miesiące później... 

Już ponad 60 dni mieszkam u Damona, po Zayn'ie ani śladu. Życie z bratem okazało się całkiem w porządku, choć denerwuję mnie fakt, że musi być wszystko po jego myśli. Najgorsze jest to, że żyje za jego pieniądze , a ja nie cierpię takich sytuacji. Czuję się wtedy, jak dziecko, które nie potrafi o siebie zadbać i potrzebuję opieki kogoś dojrzalszego. Z każdym dniem brzuch daje o sobie znaki, co oznacza , że praktycznie w każdej chwili, mogę urodzić, a tego boję się najbardziej. Aż mnie ciarki przeszły, gdy o tym pomyślałam. Tak dla ścisłości. Nie lękam się bólu jaki przy tym towarzyszy, jestem już na to przygotowana.  Mieszkając tyle z Harrym wiele można się nauczyć i równie wiele wytrzymać. Wiem, że jeśli kogoś na prawdę kochasz, zniesiesz każdy ból, nawet ten najgorszy. Czego się, więc boję? O dziecko. Martwię się, że może być chore, np umysłowo, albo co gorsza nie urodzić się. W końcu na początku nawet nie wiedziałam, że jestem w ciąży i właśnie boję się najbardziej. Przeraża mnie fakt, że moje dziecko, na które czekam ponad pół roku, może się w ogóle nie urodzić. Załamałabym się wtedy. Znów zostałabym sama z własnymi problemami. Znów myślałabym o niedorzecznych rozwiązaniach i ruchach w moim jeszcze nie zbyt długim życiu. Dlatego mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
~^~~
- Jak się spało? - Spytał Damon, gdy jak co rano schodziłam na dół na śniadanie.
- Dobrze. A tobie? - Odpowiedziałam uśmiechając się i siadając na przeciwko niego.
- Też okay. - Odwzajemnił uśmiech i wziął pierwszy kęs naleśników, które przygotował. Zrobiłam to samo.
- Jakie plany dziś? - Damon często gdzieś wychodzi, ale stara się to cały czas ograniczać, z czym nie jest mi za dobrze. Nie chce, aby przeze mnie, musiał ciągle zmieniać swoje plany.
- Nie mam żadnych. - Odparł kończąc temat. Brat cały czas boi się , że w każdej chwili mogę urodzić i dlatego taki jest.

Po skończonym śniadaniu zaczęliśmy oglądać film, który wybrał Damon. Martwię się co jest z Zayn'em, ale nigdy nie odważyłam się spytać o to brata. Boję się negatywnej odpowiedzi, a i taka może paść z jest ust. Wolę żyć nadzieją i dobrymi myślami.
Obejrzeliśmy film pt " V jak Vendetta" (polecam). Ku mojemu zdziwieniu spodobał mi się, choć jest to film głównie polegający na zabijaniu, a ja nie przepadam za takimi. Zbyt bardzo przypominają moje dotychczasowe życie.
- I jak pobadał ci się? - Spytał mnie chłopak, gdy na ekranie pokazały się same napisy.
- Tak, bardzo wciągający. - Skomentowałam szczerze. - Choć ja na miejscy tej dziewczyny, próbowałabym jakoś uciec od niego, nie pogodziłabym się z tym tak łatwo. W końcu on ją poniekąd porwał.
- Rose... oni byli pod ziemią. - Zwrócił uwagę, lekko rozbawiony. - Jak byś uciekła stamtąd?
- Nie wiem. Jakoś bym znalazła sposób. - Odparłam zmieszana.
Damon już się nie odezwał, nie chciał mnie pewnie jeszcze bardziej pogrążać.

Dzisiejszy dzień spędziliśmy cały na oglądaniu przeróżnych filmów. Począwszy od filmu akcji, skoczywszy na romantycznych.  Nim się obejrzeliśmy, na dworze zrobiło się już ciemno. Wiosna w tym roku jakoś się nie spieszy. Jest już kwiecień, a po niej ani śladu. Jedynie śnieg lekko stopniał, ale nadal nie całkiem.
- Choć. - Nagle odezwał się Damon. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Gdzie?
- Do  kuchni, zrobimy kolacje. - Odpowiedział i zniknął za ścianą. Wstałam z kanapy, lekko trzęsąc się, gdy zrzuciłam z siebie ciepły koc i poszłam za bratem. 
- Postanowiłaś jednak dołączyć. - Stwierdził uśmiechając się.
- Taa. I tak nie mam nic lepszego do roboty. - Odparłam lekko zmęczona, ale nie dałam tego po sobie poznać.- No to co robimy na tą kolacje?
- Nie wiem. Na co masz ochotę?
- Nie wiem.
Obydwoje w tym momencie zaśmialiśmy się, z naszej wymiany zdań. W ostateczności postanowiliśmy zrobić makaronowa zapiekankę. Kucharze z nas kiepscy, ale zabawy w tym było pełno.
- Daaaamon. Ty wiesz ile to ma kalorii? I jeszcze na noc? - Narzekałam, choć w głębi duszy miałam ogromną ochotę, aby ją zjeść.
- To był twój wybór. - Zauważył śmiejąc się. To prawda, ale lubię czasem ponarzekać, a przy Damonie nie mam na co.
- No wiem... - Powiedziałam cicho, po czym zerknęłam do piekarnika czy już będzie gotowa.

Po skończonej kolacji, rozeszliśmy się do swoich pokoi życząc sobie dobrej nocy. Przy jedzeniu w pewnym momencie nie najlepiej się poczułam, ale nie powiedziałam nic bratu. Jeszcze by się niepotrzebnie martwił, a to tylko skurcze. Ostatnio ciągle je mam i z każdym dniem stają się coraz mocniejsze. Doktor wspominał mi coś o tym, jak byłam ostatnio na kontroli, więc nie przejmowałam się tym. Wzięłam tabletki, które również mi przepisał, w razie gdyby bóle nie ustępowały, po czym położyłam się spać z nadzieją, że choć na chwilę usnę, a to zmniejszy mój ból.
Przez około godzinę wierciłam się na łóżku, siłując się z silnymi skurczami. Nic nie pomagało, ani tabletki, ani odpoczynek. Kompletnie nic, nie wiedziałam co mam robić, więc poddałam się i zawołałam brata.
- Damon... - Powiedziałam z nadzieją, że mnie usłyszy. W końcu jego pokój był na przeciwko mojego, ale jednak to było za mało. Musiałam zawołać go głośniej, ale w tym przeszkadzał mi  ten okropny ból.
- Damon! - Krzyknęłam nagle biorąc się w garść. Nadal nic. Krzyknęłam drugi raz w tej samej tonacji, ale również nie usłyszałam żadnej reakcji.
Dopiero po krótkiej chwili wparował do mojego pokoju jak błyskawica, nie wiedząc co się dzieje.
- Rose? Co jest !? - Spytał, gdy zauważył, że praktycznie płaczę z bólu.
- T-to skurcze. - Powiedziałam cicho, gdy usiadł obok mnie na łóżku. Dotknął mojego czoła, po czym szybko wziął rękę.
- Boże, Rose. Jesteś rozpalona. Dzwonie po karetkę. - Oświadczył szybko wstając i wyciągając komórkę z kieszeni.Chciałam go zatrzymać przed tym, ale jednak wole aby ktoś, kto sie na tym zna mi pomógł, niż żebym zwijała się z bólu.
Damon odszedł na chwile na bok, aby wykonać telefon. Cały czas patrzyłam na niego, gdy rozmawia z ratownikami medycznymi. Mam tylko nadzieję, że się pospieszą.
 - Już jadą, spokojnie Rose. Wytrzymasz, jesteś silna, nie takie piekło już przeszłaś. - Pocieszał mnie, trzymając cały czas za dłoń i masując jej zewnętrzną stronę, co mnie trochę uspokoiło. - Nie myśl o tym. Wyobraź sobie, coś miłego, coś co chciałabyś aby się spełniło. - Kontynuował, proponując. Posłuchałam go i wyobraziłam sobie, że jestem już z powrotem w domu z moim maluchem i nie mogę się napatrzeć na moją prześliczną córeczkę. Bóle nieco ustąpiły, ale nadal je czułam bardzo dobrze. Nagle usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk pogotowia, na co się ucieszyłam.
 - Wreszcie. - Powiedziałam pod nosem, ale Damon to usłyszał i lekko się rozluźnił. Był bardzo spięty oraz zdenerwowany. Nie wiedział co może zrobić, abym tak nie cierpiała. Jestem mu bardzo wdzięczna, że był ze mną przez ten czas. Przy tak dużym bólu, nie potrafię racjonalnie myśleć, więc pewnie do tej pory leżałabym zwijając się z cierpienia.

Lekarze zabrali mnie na nosze delikatnie, po czym wpakowali do pojazdu, pozwalając Damonowi jechać ze mną. Wyjaśnił, że jest moim bratem i musi być przy mnie. Cieszę się, że to zrobił, że jest tu ze mną i nadal trzyma mnie pewnie za dłoń. Dobrze jest czuć go blisko.
 Po około 10 minutach byliśmy już pod szpitalem, a ja dziękowałam Bogu, że tak szybko. Lekarze wyciągnęli mnie z karetki i popchali nosze w stronę windy. Damon szedł tuż za nimi, aż po samą salę, lecz wtedy doktor zabronił mu tam wejść i powiedział, że da mu znać jak będzie już po wszystkim. Brat zgodził się, bo wiedział, że i tak nic nie wskóra. Bałam się zostać sama z tymi lekarzami. Kto mnie teraz przytrzyma za dłoń?
 - Jest pani w ciąży? - Spytał mnie nagle jeden z obecnych. Przytaknęłam lekko, nie będąc w stanie zbytnio mówić. Skurcze były tak mocne, że nie dałam rady normalnie funkcjonować. Mężczyzna głośno wypuścił powietrze z płuc, po czym znów się odezwał - Który miesiąc? -Wzdrygnęłam się na odpowiedź.
 - dziewiąty. - Odparłam zamykając oczy, starając się nie myśleć o bólu, tylko tak jak to Damon powiedział, o miłych dla mnie chwilach.
 - To wszystko wyjaśnia. - Westchnął nagle, a ja nadal nic nie rozumiałam. Nie wiem czy to przez mój stan w jakim się znajduję, czy po prostu jestem taka tempa. Doktor chwycił za róg łóżka, po czym szybkim ruchem popchał je w stronę drzwi od sali.
 - Ale co wyjaśnia? O co chodzi? - Spytałam zdezorientowana.
 - Rodzi pani. - Powiedział jakby to było oczywiste, a mnie zabrakło powietrza.
__________________________________________________________________________
Uuuu no to się podziało :D Chciałam was tylko poinformować, że jeszcze w tym tygodniu napiszę prolog nowego bloga i jeśli wszystko pójdzie jak należy stworzę kolejnego bloga :)
Mogę jedynie powiedzieć, że będzie o Liamie - ponieważ jeszcze nigdy o nim nie pisałam, zresztą gdyby na to popatrzeć to mało jest o nim blogów :) Mam nadzieję, że ktoś będzie go czytał z was ;c

sobota, 6 grudnia 2014

62.

- No bo ja... - zaczęłam, ale właściwie nie wiedziałam co, ani jak mu to powiedzieć. Damon zwolnił nieco i spojrzał na mnie wyczekująco. Wzięłam się w końcu w garść i ujrzałam z siebie.
- Jestem w ciąży. - Brat aż otworzył usta ze zdziwiona, ale przynajmniej nie był zły.
- Co? - Zdołał wypowiedź jedynie to słowo z niedowierzanie.
- No... tak jakoś wyszło. - Powiedź chowając twarz w dłoniach. Damon nagle zatrzymał samochód, a mnie aż pociągnęło do przodu z nagłości jego ruchu.
- Jak to kurwa nie wiesz!? - Wybuchł. Wiedziałam, że tak się stanie. Damon już taki po prostu jest. Jeśli coś nie idzie po jego myśli, wkurwia się i to mocno.
- Mogę ci to łatwo rozjaśnić: pieprzyłaś się z kimś, pewnie z "tęsknoty" za Harrym, a teraz kurwa jesteś w ciąży. Jak można być aż taką idiotką! - Zabolało. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Czułam się jak kompletna kretynka i według niego, nią właśnie jestem. Szkoda tylko, że on nawet nie zna całej prawdy.
- Damon to nie...
- Zamknij się. - Krzyknął zaciskając dłonie w pięści - Ty już zbyt dużo narobiłaś. - Nie wiem czy w ogóle warto się odzywać, gdy on jest w takim humorze.
- Czy ty kurwa jesteś serio taki jebnięty!? Ty nawet.... - Nie zdążyłam dokończyć, gdy poczułam mocny ucisk na moich ramionach.
- Ała. - Wymknęło mi się. Spuściłam głowę ze łzami w oczach. Damon cały czas utrzymywał wzrok na poziomie mojej głowy. Nawet nie wiem czy zdaje sobie sprawę, że przyprawia mi ból.
- Damon... - Zachłysnęłam się łzami. - Mógłbyś mnie puścić..?
Dopiero teraz odważyłam się na niego spojrzeć. Damon gdy zobaczył łzy w moich oczach tak, jakby ocknął się i mnie szybko puścił, mówiąc:
- Przepraszam. Poniosło mnie. - Nic się nie odezwałam. Ze spuszczoną głową jechałam resztę drogi. W samochodzie panowała zupełna cisza, aż do momentu, gdy zatrzymaliśmy się. Było dosyć ciemno, więc nie wiele byłam w stanie dostrzec. Wysiadłam sama z samochodu, nim bat zdążył otworzyć mi drzwi . Jestem zła, a nawet przykro mi przez niego. Zraniły mnie jego słowa i nie mam zamiaru o tym tak zapomnieć. Nienawidzę gdy ktoś mnie tak traktuję. Harry taki był na początku naszej znajomości, ale potem się zmienił... dla mnie.
Mój własny brat zachowuje się jak on. A co dziwne, nie lubili się. Harry miał specyficzny charakter i czasem sama nie dawałam sobie z nim rady, ale pomimo tego, bardzo go kocham.... 
- Gdzie jesteśmy? - Spytałam oschle gdy podeszłam do brata. Ten tylko wzruszył ramionami
- U mnie. - Odpowiedział tym samym tonem co ja. No tak. Zawsze gdy się denerwuję jest mi cholernie zimno i tym razem również tak jest. Praktycznie cała trzęsłam się z zimna. Co było przyczyną? Zayn. Nie mam pojęcia co z nim i to mnie bardzo martwi. Weszłam od razu za Damonem do środka i zdjęłam buty, no bo w sumie nic więcej nie miałam na sobie. Nawet nie wzięłam kurtki w tym pośpiechu.
- Coś ty taka niemrawa?
Zwrócił się do mnie, Damon.
- A co może mam skakać ze szczęścia? - Spytałam z ironią. Denerwuje mnie to już. Zbyt wiele się dzieje w moim życiu, aby być spokojnym. Boje się, że te moje nerwy, mogą zaszkodzić dziecku. Brat nagle podszedł do mnie i mnie przytulił, co mnie mega zdziwiło. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, ale ten nic sobie z tego nie robił.
- Wiem, że jest ci ciężko, a ja zachowuje się jak totalna świnia. Masz prawo być na mnie zła, ale wiedz, że to wszystko robiłem dla ciebie.
- Jak to dla mnie? - Spytałam nie rozumiejąc.
- Nie dawałem żadnego znaku od siebie, tylko dlatego żeby cię chronić. Poprosiłem.... a raczej przekupiłem Zayn'a. aby miał na ciebie oko. - Powiedział, a mi jakoś głupio się zrobiło. To była tylko jego praca.... myślałam, że serio mnie lubi i chciał mi pomóc. No, ale w sumie czego mogłam się spodziewać.
- A czemu ty mnie nie odwiedziłeś? Nie pisałeś, nie dzwoniłeś...
- Widzisz co się stało, gdy tylko to zrobiłem. Oni na ciebie polują,zrozum. Znają mnie, widzą że jesteśmy blisko i dlatego obserwują mnie. Nie chciałem, aby wpadli na twój trop.
- A jednak to zrobili. - Stwierdziłam z żalem.
- Tak, wiem. I dlatego teraz zamieszkasz ze mną dla bezpieczeństwa i jeszcze teraz gdy jesteś w ciąży. Musisz bardziej o siebie dbać. Nie przemęczać się, nie stresować, wysypiać, dużo i zdrowo jeść...
- Okay, rozumiem. - Przerwałam mu ten denny monolog.
- Zgoda? - Spytał po chwili. Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi i w sumie już nie byłam na niego tak zła, gdy wszystko mi wyjaśnił.
- Zgoda. - Powtórzyłam z lekkim uśmiechem.
Usiedliśmy w salonie. Damon stwierdził, że jestem zbyt zdenerwowana, więc poszedł zrobić mi herbatę ziołową.

Jeszcze chwile tak siedzieliśmy, ale nie długo, ponieważ byłam zmęczona już tym wszystkim. To nie na moje nerwy, zresztą Damon również był wykończony. Nadal nie wiem co jest z Zayn'em i to mnie bardzo martwi, nawet jeżeli okazał się zwykłym dupkiem. Nie chcę już stracić nikogo bliskiego.

__________________________________
Komentarze bardzo motywują :)
Od wtorku piszę próbne testy (3gim), muszę się przygotować choć trochę (xD), więc nie wiem czy dodam w ciągu tygodnia nowy rozdział :-( :D ♥

sobota, 29 listopada 2014

61.

Kilka dni później... 
Od ponad tygodnia siedzę w tym szpitalu, mam już tego cholernie dość. Czuje się jakbym była zamknięta w czterech ścianach, bez możliwości opuszczenia ich. Właściwie, to poniekąd tak jest. Zayn codziennie mnie odwiedza, za co jestem mu wdzięczna. Gdyby nie on pewnie umarłabym z  nudów.
Martwię się o moje dziecko, to dla mnie duże wyzwanie, ale sądzę, że dam radę. Muszę zrobić to dla Harrego.

7 miesięcy później... 
W domu już jestem od ponad 7 miesięcy. Regularnie chodzę do ginekologa i innych potrzebnych miejsc. Oczywiście Zayn cały czas jest przy mnie, mieszka ze mną, ale czuję się trochę osaczona przez niego. Damon nadal nic wie, przez ten cały czas nawet się z nim nie wiedziałam. Nie dzwonił, nie przychodził, nie dawał znaków życia. Tak jakby zupełnie o mnie zapomniał. Może to nic takiego, ale to mój brat gdyby na to popatrzeć. Rodzeństwo powinno o sobie pamiętać...
Odkąd nie ma Harrego jest mi na prawdę ciężko, ale wiem, że jestem silna i zrobię wszystko aby nasze dziecko było zdrowe i szczęśliwe. Chcecie wiedzieć jaką ma płeć? Córka. Jestem niezmiernie szczęśliwa z tego powodu, chociaż dla mnie nie ważna jest płeć, ważne jest aby było zdrowe.
Ciekawe czy Harry chciał mieć dzieci?
Jeszcze nawet nie wiem jak dam jej na imię...

- Hej, coś ty taka zamyślona dzisiaj?- Nagle z rozmyśleń wyrwał mnie głos Zayn'a przed sobą. Spojrzałam na niego spod ukosa na co ten tylko się zaśmiał. Usiadł obok mnie i włączył film, który kilka godzin temu sam wypożyczył.
- Co to? - Spytałam spoglądając na dopiero zaczynający się repertuar.
- Wyścig po życie. - Odpowiedział tym samym uciszając mnie. Ah ci chłopcy. Tylko czy to nie jest poniekąd dziewczęcy film? W końcu gra tam Selena Gomez, z tego co wiem. Widocznie jemu podoba się ten repertuar, więc mi nic do tego. Od bardzo dawna nie obejrzałam niczego w takim skupieniu, bardzo wkręciłam się w fabułę filmu. Uwielbiam filmy akcji, podobnie jak Zayn. Akurat w najlepszym momencie filmu, ktoś zadzwonił do drzwi. Kompletnie się tego nie spodziewałam, dlatego aż podskoczyłam ze strachu. Zayn widząc moją reakcje zaśmiał się tylko, ale oczywiście nie ruszył swego szanownego tyłka.

Gdy podeszłam do drzwi, spojrzałam przez wizjer i niemal nie zemdlałam. Sam Damon we własnej osobie, stał przed moim domem. Czujecie tą ironie? 
Otworzyłam je, uchylając nieco bardziej by mógł wejść.
- Co cię to sprowadza? - Spytałam bez owijania w bawełnę.
Damon nawet się nie rozebrał.Stał tam, taki jak wszedł i z tego co można było dostrzec, wcale nie zamierzał się ruszyć.
- Tak, Rose. Ja też się cieszę, że cię widzę. - Gdy to usłyszałam, myślałam, że zaraz wybuchnę.
- Czy ty sam siebie słyszysz? Ponad pół roku miałeś mnie w dupie, a teraz przychodzisz tu jakby nigdy nic i dziwisz się jeszcze, że tak się zachowuje?
Damon na początku spojrzał na mnie zdezorientowany, ale szybko nabrał normalnej miny.
- Sorry. Miałem dużo pracy.
- Cokolwiek.
Powiedziałam i weszłam do salonu, gdzie siedział Zayn, zostawiając brata samego. Ciekawe kim on jest, skoro ma aż tyle tej pracy. To znaczy wiem, że to na pewno nic bezpiecznego, a tym bardziej już legalnego, ale to nie zmienia faktu.
W pomieszczeniu zagościł  Damon z miną "Wtf?!" I dobrze mu tak.
- Rose. Wiem, że zrobiłem źle, ale... - Nagle usłyszałam ogromny huk. Jakby...
- Strzały?! - Krzyknęłam zdenerwowana. Zauważyłam, że Damon wyciąga swoją broń i celuje w  okno z którego toczyła się "walka" . Po krótkiej chwili Zayn również do niego dołączył, co m,nie bardzo zdziwiło. Mieszka ze mną, a ja nawet nie mam pojęcia co on trzyma w kieszeniach....
Zdecydowanie tego za dużo jak dla mnie. Aż mi się słabo zrobiło, ale nie mogłam dać tego po sobie poznać.
- Zayn! - Krzyknął Damon. - Zabierz stąd Rose. Ja się nimi zajmę.
- Nigdzie nie idę! - Krzyknęłam równie głośno. Nie ufam już Zaynowi. Kto wie czy nie chciałby również i mnie zabić?
- Jak stąd nie pójdziesz, to oni cię zab...
- Ty ją weź. - Usłyszałam nagle głos Zayn'a, który przerwał mojemu bratu. Widać było, że się zawahał, ale w końcu się zgodził.
- Dobra.
Podeszłam powoli do Damon'a, uważając na szczały.
- Wszystko okay? - Spytał gdy był już obok mnie. Pokiwałam ledwo widzialnie głową. Brat chwycił mnie za łokieć i zaczął ciągnąć w stronę jego samochodu. Robiło mi się coraz słabiej z tego wszystkiego, zapewne gdyby nie on upadłabym na podłogę. Boje się. Boje się o moje dziecko. Damon puścił mnie, aby otworzyć drzwi od strony pasażera, a ja przytrzymałam się auta, aby utrzymać równowagę. Damon  zauważył to i znów spytał.
- Dobrze się czujesz?
- Tak.
Odpowiedziałam bez namysłu. Nie uwierzył mi,.
- Rose. Przecież widzę, że coś jest nie tak. - Westchnął, ale ja nie miałam zamiaru mu nic więcej mówić,więc znów otworzył usta. - Chodzisz jakaś nie swoja, zawsze zamyślona, nawet przytyłaś...
Zaczął, a mi się zebrało na łzy. I co ja mu teraz powiem? Jak powiem mu o dziecko, to wyśmieje mnie od kurw.... Cały czas patrzył na mnie uważnie. Już po mnie.  
------------------------------------------
Ok... wiem, że zawalam po całości, ale przepraszam. Rozdział miał być w zeszłym tygodniu, a daje go teraz i to jeszcze taki krótki i lipny. Wiecie, że jest szkoła, zbliża się koniec semestru, a ocenki średnie.
Postaram się dodać jeszcze jeden tak do środy jak się wyrobię :) 

Udanego weekendu :* 

sobota, 15 listopada 2014

60.

 *Oczami Rose*
    Nagle poczułam okropny ból w skroni. Niechętnie uniosłam powieki, aby ujrzeć ciemność przed sobą. Moje oczy nie były przyzwyczajone do takich ciemności, więc chwilę potrwało nim cokolwiek dostrzegłam. Gdy jednak udało mi się to, zorientowałam się, że wcale nie jestem u siebie w pokoju. A nawet w domu. 
Szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, czego od razu pożałowałam. Okropny ból, który towarzyszył mi w momencie przebudzenia się, powrócił. Prawie krzyknęłam gdy zobaczyłam, że jestem w szpitalu, podłączona do mnóstwa przedziwnych rzeczy. A na dodatek obok mnie siedzi Zayn w pozycji leżącej. Nie mam pojęcia o co chodzi, dlaczego tu jestem i czemu jest tu Zayn? 

Nagle dostrzegłam, że Zayn się poruszył, nie chciałam z nim rozmawiać w tej chwili, więc szybko, lecz w miarę cicho, obróciłam się do niego plecami i udawałam, że śpię. Przez chwilę myślałam, że mi się wydawało i chłopak nie obudził się, lecz moje myśli od razu odfrunęły gdy poczułam jak chwyta mnie za dłoń i lekko ją głaska. W sumie.. po co mam udawać, że śpię? Czasem sama siebie nie rozumiem. Może on tylko czeka na to, abym się obudziła? 

*Oczami Zayn'a*
Gdy się obudziłem, bylem lekko rozespany. Przez chwilę wydawało mi się jakby Rose się poruszyła, ale gdy się podniosłem wszystko prysło. Zauważyłem, że dziewczyna nadal leży, ma zamknięte oczy. Chwyciłem delikatnie jej drobną dłoń, nadal nie spuszczając z niej wzroku. Ale zaraz....
Przecież ona leżała prosto, a teraz jest bokiem... ? 
Poprawiłem się na krześle i znów rzuciłem okiem na dziewczynę. Rose uchyliła lekko oczy, po czym przetarła je dłońmi. Obudziła się... O BOŻE ROSE SIĘ OBUDZIŁA! wreszcie.... 
- Rose.. jak się cieszę, że się wybudziłaś. - Powiedziałem, po czym mocno ją przytuliłem. Brakowało mi jej. A już się bałem, że ją straciłem. Nie czuje nic do niej szczególnego, ale jest/ była dziewczyną mojego kumpla. To mówi samo za siebie. 
- Zayn.... udusisz mnie. - Wyszeptała śmiejąc się. Puściłem ją i wróciłem na swoje poprzednie miejsce. 
- Jak się czujesz? - Spytałem z troską.
- Głowa mnie boli... - Powiedziała, jakby zastanawiając się nad czymś. - Co ja tu właściwie robię? 
Spojrzałem na nią podejrzliwie. Na serio nic nie pamięta? 
- Nie pamiętasz? 
Pokręciła przecząco głową, nadal patrząc na mnie wyczekująco. 
- Ostatnio źle się czułaś... zemdlałaś. - Powiedziałem spuszczając głowę. Było mi trochę głupio, w końcu mogłem działać już wtedy gdy pierwszy raz zauważyłem, że się nie czuje najlepiej, a nie dopiero gdy coś się stało. 
- No tak, ale... czemu tutaj jestem? Ile w ogóle tu już jestem? - Usiadła niezdarnie, czekając na odpowiedź z mojej strony. 
- Przywiozłem cię tu, gdy straciłaś przytomność. Dzień. 
Rose westchnęła znacząco, po czym znów się odezwała. 
- Okay... czemu tak długo? 
O nie. I co ja mam jej teraz powiedzieć? No sorry Rose, ale za około 9 miesięcy zostaniesz nastoletnią matką, wychowującą sama dziecko, ponieważ twój niedoszły mąż nie żyje. Ta... na  pewno dobrze to przyjmie. Boże, jakie ona ma spaprane życie. Współczuje jej. Serio. 
- Em.... nie wiem. 
Kretyn
- Wiadomo już czemu tak źle się czułam ostatnio? 
Trafiłaś w sedno. 
- Ja nie wiem... nie powiedzieli mi za dużo. 
Rose przytaknęła lekko głową w znak zrozumienia. Nie, Rose ty nic jeszcze nie rozumiesz. 
Nagle do pomieszczenia weszła pielęgniarka z obiadem. Położyła go na stoliczku obok łózka dziewczyny, po czym życzyła jej "smacznego", a następnie wyszła. 
Rose spojrzała tylko z niesmakiem na talerz przed nią, po czym odwróciła wzrok od niego. 
- Zjedz. To wam dobrze zrobi.
Dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem, po czym wychwyciła. 
- Wam? 
Osz kurwa. 
- To znaczy tobie. Sorry, to ze zmęczenia. 
Rose już nic więcej nie powiedziała, tylko wzięła posiłek i grzecznie zaczęła go konsumować. 
Mało brakowało. 

Dwie godziny później... 

Aktualnie siedzimy z Rose w "pokoju telewizyjnym" i oglądamy jakieś durne seriale, gdyż jedna ze staruszek nie pozwoli nikomu przełączyć. Starość nie radość... 
Widać, że dziewczynę nudzi to tak samo jak i mnie. W pewnym momencie wtuliła się we mnie i przymknęła oczy. 
- Chodź. Jesteś zmęczona. - Stwierdziłem podnosząc ją razem z mną. Nie protestowała, więc uznałem to za zgodę. Zaniosłem ją do "jej' sali i położyłem na łóżku. Rose niemal od razu usnęła, a ja w tym czasie poszedłem załatwić swoje sprawy. 

*Oczami Rose*
Obudziłam się przez nagły przypływ zimnego powietrza. Gwałtownie podniosłam się, otwierając przy tym oczy. 
- Spokojnie. 
Usłyszałam łagodny głos, jak się okazało doktora. To on musiał otworzyć okno, pewnie aby przewietrzyć. 
- Jak się pani czuje? - Spytał siadając na krześle obok łóżka. 
- Lepiej. - Krótko i na temat. 
- To dobrze. - Powiedział i wydał się jakiś taki.. zamyślony? - Wie już pani? 
- Nie, a jest coś o czym powinnam wiedzieć? - Spytałam głupio. Lekarz spojrzał dziwnie na mnie, po czym kontynuował. 
- Tak. Wydaje mi się, że to dość istotne. 
Spojrzałam na niego wzrokiem " kurwa mów, bo cię rozpierdolę"  , po czym znów się odezwał. 
- Jest pani w ciąży. 
Powiedział, a mnie wmurowało. Nie mogłam wykonać ani jednego ruchu, czułam że cała krew ze mnie odpływa. 
- Nie, nie, nie. To na pewno jakieś nieporozumienie. Ja nie mogę być w ciąży! Niby kurwa z kim?! - Wybuchłam, nie mogłam się opanować. To dla mnie zdecydowanie za dużo. 
- Proszę się uspokoić panno Rose. To nie jest żadne nieporozumienie. Spodziewa się pani dziecka. Gratulacje. - Zapewnił mnie.Ale przecież ja z nikim nie... O mój boże. A jeśli to dziecko Harrego?! 
To bardzo prawdopodobne gdyż z nim przecież nie raz spałam i to jeszcze przed jego.. śmiercią.  Spojrzałam niechętnie na mój brzuch. Czy to na prawdę możliwe, że tam w środku jest mały Styles? 

- Niestety jest jeszcze coś co powinna pani wiedzieć. 
- Tak? czy to coś z dzieckiem? 
Lekarz tylko pokiwał twierdząco głową, po czym kontynuował. 
- Niestety ciąża jest poniekąd zagrożona. 
- Co? Ale jak to? 
- Może to być spowodowane szkodliwymi substancjami, takimi jak alkohol, papierosy, a nawet stres. 
- O boże. - Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić. Przecież ja to wszystko brałam.... 
- Ale spokojnie, zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby ciąża przebywała prawidłowo. 
Zapewnił mnie, uśmiechając się lekko. 
- Dziękuję. 

_______________________________________
Nie za bardzo podoba mi się ten rozdział.. a wam? 
Prawdopodobnie napiszę FF o Louisie jako kolejne opowiadanie. Co wy na to? 

Miłego weekendu kochani :*

sobota, 8 listopada 2014

59.

***Oczami Zayn'a***
     Nie wiedziałem co jest grane gdy Rose tak znikąd po prostu zemdlała. Co prawda wiedziałem, że nie najlepiej się czuję, ale ostatnio nic jej nie było. Szybko podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce, prowadząc z powrotem do samochodu. Nie wiedziałem co mam właściwie robić, więc wsadziłem ją na tyle siedzenia mojego auta i próbowałem ją obudzić. Zacząłem nią wstrząsać i wołać jej imię, ale to nic nie dawało. W ostateczności postanowiłem zabrać ją do szpitala. Droga nie trwała wcale długo. Po 10 minutach byliśmy już na miejscu.. Na  korytarzu dostrzegłem kilku lekarzy, więc podszedłem do nich i prosiłem ich o pomoc. Niemal od razu zorientowali się o co chodzi. Jeden z doktorów postawił mi lorze pod "nos", więc położyłem na nich nieprzytomną dziewczynę. 
- Co się stało? - Spytał mnie jeden z nich spoglądając na Rose. Właściwie to sam do końca nie wiedziałem, przecież nic jej nie było poniekąd. 
- Zemdlała. - Powiedziałem w końcu. No bo co mogłem innego powiedzieć? Lekarz tylko spojrzał na mnie z pod ukosa, ale chyba dostrzegł, że nie mam nic więcej do powiedzenia. Zabrali ją na salę, właściwie nawet nie wiem jaką. Usiadłem pod ścianą na ławce i czekałem na doktora. 
~^~~ 
Po ponad godzinie wreszcie wyszedł mężczyzna, trzymając papiery w ręce. 
- Co z nią? - Spytałem gdy do mnie podszedł. 
- Nie wybudziła się, jeśli o to panu chodzi. - Oznajmił mnie, a ja nie powiem, bo zmartwiłem się. Obiecałem Harremu, ze się nią zajmę, nie mogę tego zawalić. 
- Ale wszystko w porządku? - Dopytywałem spokojnie. 
- Tak. Wszystko w okay. - Powiedział, ale jakby się zawahał. - Możemy wejść do gabinetu? - Spytał nagle, a ja tylko skinąłem głową i uprzejmie poszedłem za nim. 

- Więc? O co chodzi? - Spytałem gdy byliśmy już w środku. Lekarz usiadł za swoim biurkiem, wskazując mi abym zajął miejsce na przeciwko. 
- Postoję. Może pan przejść do rzeczy? 
- Badania wyszły pozytywnie, pacjentka jest w dobrym stanie zdrowotnym, pomimo faktu, że nadal jest nieprzytomna. - Zaczął patrząc wprost na mnie. - Właściwie nie wiem dlaczego pani Rose nadal się nie wybudziła. - Dokończył nieco ciszej. Jak to kurwa nie wie? Od tego tu jest, aby mi powiedział w czym problem. Zaraz jebne. 
- Jak to nie wie pan?! 
Spytałem już nieźle wkurwiony.
- Ale proszę się uspokoić. Gniew w niczym tu nie pomoże. - Upomniał mnie. - A więc w  związku z powyższym mam do pana kilka pytań, które mogą pomóc w kolejnych badaniach. - Zaczął,  aja tylko przytaknąłem. Ale kurwa przecież ja nic nie wiem o niej właściwie. Niby mieszkam z nią, ale nie mam pojęcia o wielu rzeczach. - Czy pani Rose zażywa jakieś leki? - Spojrzał na mnie wyczekująco. 
- Nie, raczej nie. Przynajmniej nie widziałem.  - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 
- Mieszkają państwo razem? - Zadał kolejne pytanie. Co? 
- Tak. - Powiedziałem oschle. Co go to kurwa?! 
- Tym lepiej. - Powiedział poprawiając się na krześle. - Czy Rose nadużywa alkoholu lub papierosów? 
Hm.. to znaczy pije zawsze na imprezach, a czy pali to w sumie nie wiem, czasem zapali ale to tylko okolicznościowo. Chyba, że nie przy mnie... 
- Nie. 
- No dobrze... - Zaczął, zapisując moje słowa do zeszytu, jak sądzę. - A może jest w ciąży? -Zapytał, a mnie aż zatkało. Rose? W ciąży? Nie, to nie możliwe. Przecież z nikim się nie pieprzyła ostatnio. Mieszkamy razem to bym przecież wiedział. Chyba, że to było jeszcze wcześniej... 
- Nie wiem. - Powiedziałem nieźle zamyślony. 
- Mieszkają państwo razem i pan nie wie czy pańska współlokatorka jest w ciąży? - Spytał zdziwiony. 
- Nie jestem jej chłopakiem. Nie wiem. 
- A pani Rose w związku? - Dopytywał ciągle. 
- Nie, to znaczy już nie... - Przez chwile zastawiałem się czy powiedzieć mu o tym ,czy też nie. - Jej narzeczony zginął niedawno. - Dokończyłem jednak. Może faktycznie lepiej będzie, gdy będę współpracować, zamiast utrudniać? W końcu to dla dobra Rose. 
- Dobrze. Rozumiem. Czyli.. możliwe, że pani Rose może być w ciąży? - Spytał jakby podsumowując. Ja tylko niepewnie przytaknąłem głową. 
- W takim razie musimy to sprawdzić. - Powiedział nagle i wstał, jakby olśniony tym co powiedział. 

~^~~
Siedziałem znowu na korytarzu, czekając na doktora, który miał sprawdzić czy Rose jest w ciąży. Jeszcze niedawno nawet przez myśl by nie przeszło, że ona może mieć dziecko. Nie mam pojęcia jak ona to przyjmie, ale ja wiem, że to jej zniszczy życie. Załamie się jeszcze bardziej. Wiem jedno. Musze jej pomóc. Jeszcze nie wiem jak, ale muszę. Nie mogę jej tak zostawić samej. 
Nagle drzwi od sali, w której znajdowała się dziewczyna uchyliły się a w progu stanął lekarz wraz z pielęgniarką. Wstał automatycznie i podszedłem do nich. Nawet nie musiałem o nic pytać, mężczyzna od razu wiedział co chce powiedzieć. 
- Gratulacje.Pani Rose spodziewa się dziecka. - Powiedział a mnie zamurowało. CO? To.. nie nie nie to nie możliwe! Na pewno się pomylił. 
- Jest pan pewien? 
- Stuprocentowo. - Powiedział, a ja patrzyłem na niego jak na kosmitę. 

- Aaa a co z dzieckiem? - Spytałem gdy już doszedłem do siebie. 
- jeszcze nie wiadomo, czekamy na analizę. Gdy będzie  pewne, powiadomię pana. 

Poszedłem do Rose. Co z tego, że jest nadal nieprzytomna? Już jej nie badają, więc mogę bez problemu siedzieć przy niej. Z resztą wolę przebywać tu, niż na korytarzu gdzie każdy sobie przechodzi koło mnie jak chce. Denerwuję mnie to. Usiadłem na stołku tuż obok łózka i wpatrywałem się w brunetkę. Tak słodko śpi... 

____________________________________
No i jest 59 :D Rose w ciąży... z tego co widziałam, chyba każdy wiedział, że o to chodzi no nie?  Nie trudno było się domyślić. 
Wracając do pytania z.. zawsze xD Co mam pisać następne? Jesteśmy coraz to bliżej końca, a ja nadal nie mam pojęcia co pisać dalej? Smutno mi trochę, że już będę musiała rozstać się z Feeling, no ale takie życie. Nic nie może trwać wiecznie.. 
A i możliwe, że dodam rozdział w połowie następnego tygodnia, ale nic nie obiecuję :)

Udanego weekendu misie :*

piątek, 31 października 2014

58.

   Po 30 minutach byliśmy przed klubem, gdzie czekała już na nas Lily. Jak zwykle była ubrana w skąpe ubrania. Gdy nas dostrzegła od razu podbiegła do nas i przytuliła się.
- To co? Idziemy? - Spytała wesoła.
- Jasne. - Odpowiedziałam jej sztucznie się uśmiechając. W środku było mnóstwo ludzi. Zapach dymu tytoniowego i alkoholu to jedynie co można było poczuć. Podeszliśmy do barmana. Zayn zamówił 3 mocne drinki i podał nam je.
- Zatańczysz? - Spytał Zayn gdy skończyłam swój napój.
- A Lily?
- Spokojnie. Da sobie radę. - Spojrzałam na ruszając się w rytm muzyki przyjaciółkę.
Chwyciłam go zdecydowanie za rękę i poprowadziłam wgłąb ludzi. Muzyka stała się cichsza i wolniejsza, co mi nie zbyt odpowiadało. Zayn chwycił mnie w talii, natomiast ja położyłam swoje dłonie na jego karku. Bujaliśmy się w rytm piosenki dosyć długo. Wyobrażałam sobie jakby to wcale się nie zdarzyło. Jakby to był tylko zwykły, straszny koszmar jakie miewam dość często. Że zamiast Zayn'a, jestem tu z moim ukochanym. Harrym.
- Wszystko w porządku? - Ojj chyba za długo wgapiłam się pusto w salę.
- Tak, jest okay. - Powiedziałam szybko, aby nie wzbudzać podejrzeń. Zayn cały czas radzi mi, abym zapomniała, abym przestała żyć przeszłością, ale to wcale nie jest takie proste, jak jemu się to wydaje. Harry był ostatnią osobą na którą mogłam liczyć. Ostatni mój najbliższy, który... żył. No właśnie. Żył. Teraz już i jego nie ma, co oznacza, że pozostałam sama. Tak. Wiem, że mam przyjaciół - Zayn'a, Lily, Damon'a... ale to nie to samo. To nie oni byli przy mnie, kiedy to wszystko się działo. Kiedy przeżywałam najgorsze momenty swojego życia.
- Muszę iść się przewietrzyć. - Powiedziałam, tym samym odchodząc od zdziwionego Zayn'a. Na szczęście nie poszedł za mną. Chciałam pomyśleć nad tym w spokoju. Wyszłam z klubu i usiadłam na pobliskiej ławce. Czemu moje życie jest takie kruche? Nim się obejrzę, całe się posypie, a mnie w nim nie będzie.
Bez dłuższego namysłu wyciągnęłam paczkę papierosów z torebki i zapaliłam jednego. Boże, jak dawno tego nie robiłam. Harry zawsze powtarzał mi, że to mnie niszczy, ale jak widać nie ma go tu, więc nie mam dla kogo już tak się starać. Już nawet zapomniałam jaką frajdę daje palenie. Wypaliłam całego papierosa w tempie błyskawicznym, po czym wstałam i udałam się z powrotem do klubu. Usiadłam przy barze, chcąc zamówić kolejnego drinka, ale nagły ból głowy przeszkodził mi to. Cały świat zawirował, a ja niemal upadłam z krzesła. Gdy ból nieco się zmniejszył, poszłam korytarzem prosto do łazienki. Akurat nikogo nie było w środku. Podeszłam do umywalki i przemyłam całą twarz wodą. Na szczęście nie rozmazałam się, dzięki wodoodpornym kosmetyką. Od razu lepiej. - Pomyślałam i odwróciłam się aby wyjść z toalety. Gdy tylko otworzyłam drzwi, ujrzałam zaniepokojonego Zayna.
- Rose. Gdzie ty byłaś? Wszędzie cię szukałem. - Powiedział z pretensjami w głosie.
- Nigdzie. Źle się poczułam i tyle. - Odpowiedziałam zgodnie z prawdą. A przynajmniej jej część. Chłopak spojrzał na mnie podejrzliwie, ale nic się już nie odezwał.
~^~~
Jeszcze chwile bawiliśmy się na imprezie, aż do czasu gdy zrobiłam się senna. Zayn zabrał mnie do domu,  po czym odwiózł Lily i sam postanowił odpocząć trochę u siebie. Obiecał jednak, że przyjdzie przed południem, zobaczyć jak się czuje. Nie wiem czemu on nadal tak bardzo się mną przejmuje. Przecież jestem już dorosła, dam sobie radę. Ale pomimo tego doceniam to, co dla mnie robi.
~^~~
Kolejne dni mijały bardzo szybko. Moje samopoczucie zwiększyło się. Nie czuje już takiej strasznej potrzeby bycia ciągle smutną czy przygnębioną. Jeśli chodzi o zdrowie to także problemów żadnych nie mam, przynajmniej do tej pory. Jednakże nie udałam się do lekarza, a Zayn nadal właściwie o niczym nie wie. Czasem przeszły mi przez myśl zaręczyny Harrego, ale od razu odgoniłam je. To nie jest tak, że już nie pamiętam. Tęsknie za nim, nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo. Jak każdego dnia pragnę zasypiać i budzić się przy nim. Ale po co mam się tym zadręczać? Przecież to już nie wróci. Stało się. Trudno. Czas nadal płynie. Świat nie kończy się na śmierci ukochanej osoby. Tak, wiem, że jest tu okropnie ciężko tak żyć jak gdyby nigdy nic, ale czuje, że dam radę. Dla Harrego.
~^~~
- Zrobiłem śniadanie! - Krzyknął z dołu Zayna. Czasem potrafi być taki kochany, że aż dziwie się czemu nie ma dziewczyny.
- Okey. Już idę! - Okrzyknęłam i tak jak powiedziałam, tak też zrobiłam.  Gdy już schodziłam schodami w dół, można było poczuć ten przepiękny zapach.
- Mmm co tak ślicznie pachnie? - Spytałam wchodząc do kuchni.
- Zrobiłem naleśniki z czekoladą. - Odpowiedział pełny dumy.
Zjedliśmy danie ciągle rozmawiając. Dobrze się z nim dogaduje ostatnio. Jest bardzo podobny do Harrego, jednakże nigdy nie będzie taki jak on.
- Może przejdziemy się gdzieś? Patrz jaka jest ładna pogoda. - Zaproponował Zayn, gdy wkładałam naczynia do zmywarki.
- Jasne. - Odpowiedziałam zgodnie.- Tylko się przebiorę. - Dodałam i udałam się do swojego pokoju, aby się ubrać w wyjściowe ubrania. Po wybraniu odpowiednich ubrań, poszłam do łazienki aby je założyć.
~^~~
Po dłuższym zastanowieniu się poszliśmy na spacer do parku, po czym udaliśmy się do galerii, na małe zakupy. Kupiłam sobie nową sukienkę oraz dwa cieplejsze sweterki.
- Tylko tyle? - Spytał zdziwiony Zayn, gdy podeszłam do kasy.
- Tak. - Odpowiedziałam pewnie. Po zapłaceniu za swoje zakupy, wyszliśmy z dosyć dużego centrum handlowego.
- Idziemy teraz zrobić obiad, czy... - Zaczął Zayn, ale chyba nie zauważył, że go już słucham, wiec przerwał, aby się upewnić.
- Czy?
- Czy zjemy coś na mieście? - Dokończył już pewniejszy.
- Na mieście. - Odpowiedziałam bez dłuższego namysłu. Nie chce mi się nic gotować, więc takie rozwiązanie będzie bardziej korzystne.
- W takim razie znam jedno, dobre miejsce. - Powiedział i już po chwili ciągnął mnie za rękę w nieznaną mi stronę. "Podróż" nie trwała wcale jednak długo, gdyż okazało się, że restauracja, do której prowadził mnie Zayn jest tuż za rogiem. Zajęliśmy wolny stolik i czekaliśmy aż podejdzie do nas kelnerka.
- Na co masz ochotę? - Spytał Zayn przerywając ciszę.
- Na jedzenie. - Odpowiedziałam bez namysłu.
- Ciekawe. - Powiedział udając rozmyślenie.

- Co dla państwa? - Spytała wesoła kelnerka.
- Ja poproszę szaszłyki nadziewane oraz mocne latte.
- Dwa razy. - Dodałam gdy przerzuciła swój wzrok na mnie.
Nie jestem zbyt głodna, bo całkiem nie dawno jedliśmy śniadanie, więc ten wybór jest jak najbardziej odpowiedni.
- Co robimy dzisiaj? - Spytał patrząc na mnie chłopak. Kelnerka w tym czasie podała nam nasze dania, a my zaczęliśmy je  konsumować.
- No.. nie wiem. - Powiedziałam zgodnie z prawdą. Zayn spojrzał na mnie tym spojrzeniem i już wiedziałam, że coś się szykuje. - Ale jak zgaduję, ty wiesz.
- Mhm. - Zamruczał znacząco, a ja niemal nie pękłam ze śmiechu. - Może.. zrobimy imprezę?
O nie, nie, nie. Mam już dość tych jego "super" imprez.
- No dobra. - Zdecydowałam się jednak. Nie chcę robić mu zawodów.
- Yeah! - Krzyknął wesoło. - No to wracajmy. Trzeba przygotować dom! - Dodał chwytając mnie za rękę. Zapłacił za nasz posiłek i udaliśmy się tę samą drogą co tu przyszliśmy do mojego domu.
- Za-yn. - Wydyszałam ledwie. - Możemy zwolnić? - Powiedziałam na jednym tchu. Nagle zrobiło się słabo, ale nie przejmowałam się tym. Ostatnio długo już nie miałam tych wszystkich dolegliwości, ale jak widać szczęście nie trwa wiecznie. Zayn zrobił to, o co go prosiłam i szliśmy już znacznie wolniej.
Po niecałych 10 minutach byliśmy już pod moim domem. Dałam chłopakowi klucze, aby otworzył drzwi wejściowe i w tym samym czasie znów zakręciło mi się w głowie, a przed oczami ujrzałam czarne plamy.
Zayn chyba zauważył, że coś jest nie tak, bo po otworzeniu drzwi podszedł znów do mnie.
- Rose, co jest? - Spytał,ale nie zdążyłam już odpowiedzieć. Nagle zrobiło się strasznie ciemno i głucho....

___________________________________
Siemka misie :* Jak tam weekend? Tak, wiem, że nie dodawałam już długo, ale jakoś tak wyszło, że nie miałam w ogóle weny. Teraz jestem znowu chora, ale wzięłam się w garść i napisałam nawet dłuższy niż planowałam :) I wracając do pytania z przed...dawna. - Co byście chcieli żebym pisała następne? 
W ankiecie kilka osób zaznaczyło odpowiedź "inne", więc teraz pytanie do nich - jakie? Proszę, to bardzo ważne dla mnie, bo chciałabym już zacząć pisać przynajmniej prolog i robić zwiastun.... :)

Do następnego ♥

sobota, 18 października 2014

57.

   Nieznośne promienie słoneczne wybudziły mnie z przyjemnego snu. Ostatnio mniemam same koszmary, wiec to jakaś odmiana. Obróciłam się na bok i spojrzałam na smacznie śpiącego Zayna. Zerknęłam na wiszący przede mną na ścianie. 10:23. Późno. Pomyślałam i szybkim ruchem wstałam z łózka, uważając przy tym aby nie obudzić śpiącego chłopaka. Gdy tylko postawiłam ciało do pionu, pozwalam tych nagłych ruchów. Głowa zaczęła mi buzować, przez co niemal upadlam. Ostatnio dość często tak, choć nie wiem czemu. Postanowiłam, ze nie powiem o niczym Zaynowi. Jeszcze zabrałby mnie do lekarza, a ja tego nie potrzebuje. W końcu ogólnie czuje się dobrze, tylko czasem mam źle samopoczucia, adle to jak chyba każdy.
Po poranne toalecie, udałam się do kuchni, w celu przygotowania śniadania. Chciałam to zrobić nim chłopak się obudzi. Nie lubię gdy ktoś maci mi w potrawach.
Po niecałych 20 minutach danie było gotowe, aczkolwiek Zaynowi nadal nie wstał. Postanowiłam wiec sama udać się do niego z śniadaniem. Ułożyłam wszystko na tacy i poszłam do chłopaka. Lekko uchyliłam drzwi noga, po czym cicho weszłam do środka. Tak jak myślałam, Zayn nadal spał. Położyłam rzeczy na stoliku nocnym i podeszłam bliżej łózka. Potrząsnęłam delikatnie chłopakiem, ale to nic nie dało. Usiadłam obok niego i spróbowałam ponownie. Tym razem na szczęście udało się. Spojrzał na mnie zdezorientowany i natychmiastowo podniósł się do pozycji siedzącej.
- Stalo się  coś? - Spytał, a w jego głosie można było dostrzec troskę. Pokręciłam szybko głową w proteście.
- Ja... zrobiłam śniadanie... - Powiedziałam niepewnie. Zayn uśmiechnął się lekko, widać było, że jest jeszcze rozespany.
- A to z jakiej okazji? - Znów spytał, a ja poczułam, że moja twarz zyskuje czerwony odcień. Właściwie to nie wiem czemu, tak wstydzę się go. W końcu to on mi pomógł w ciężkich chwilach i zresztą nadal to robi.
 - Długo spałeś... - wypaplałam jednak nie zbyt trafnie. Przecież wcale nie przeszkadza mi to gdzie czy ile śpi, a mógł odebrać to na odwrót.
 - Przepraszam, byłem bardzo zmęczony... - Zaczął się tłumaczyć, ale szybko przerwałam mu gestem ręki, na co zamilkł. Podałam mu tacę i życzyłam smacznego. Postanowiłam zostawić go samego i dać mu w spokoju zjeść, więc udałam się do kuchni, aby nieco posprzątać. Ostatnio bardzo denerwuje mnie wszelkiego rodzaju bałagan. Wcześniej jakoś nie zwracałam zbyt uwagi na to, przy Harrym ciągle się coś działo, ale... To już przeszłość. Nie chce wciąż żyć "kiedyś", wolę skupić się na tym co jest dziś, gdyż ta opcja wydaje się bardziej odpowiednia. Wzięłam się za zmywanie naczyń, lubię czasem popaprać dłonie w ciepłej wodzie, to mnie odpręża. Naczyń jednak wcale nie było dużo. Jedynie z wczorajszego wieczoru. Gdy to już skończyłam, postanowiłam pościerać stół i zamieć podłogę. To pierwsze poszło mi bardzo szybko, gorzej z podłogą. Właściwie to nigdy nie myślałam, że ona może być aż tak zaśmiecona. Mnóstwo papierków "walało się" pod stołem, czy dywanikiem. Gdy to ogarnęłam i chciałam wstać, nagle poczułam się nie dobrze. Natychmiast zerwałam się z ziemi i pobiegłam do łazienki. Po czym najzwyczajniej w świecie zwymiotowałam. Czułam się okropnie, ale jak już wspominałam, nie chce aby Zayn się dowiedział. Będzie tylko niepotrzebnie się stresował. Ale jak zwykle nic nie mogło być po mojej myśli, nagle przy mnie pojawił się zatroskany Zayn. Przynajmniej nie wdział tego , bo by mi kazał wyjaśnić i w ogóle, a ja nie mam na to ochoty.
- Wszystko w porządku? - Spytał w końcu.
- Tak. - Odpowiedziałam nieco zbyt oschle. Chłopak tylko spojrzał na mnie podejrzliwie, ale odpuścił. Na szczęście. Choć i tak wiem, że to nie koniec. Zayn taki jest. To kolejna wspólna cecha z Harrym. Chłopak wyszedł, zostawiając mnie samą. Zastanawia mnie dlaczego tak się czuję, te wszystkie zawroty głowy, wymioty... Sama nie wiem co o tym myśleć. Może jestem chora... Wiem, że powinnam udać się do lekarza, ale nie chcę, ponieważ jeśli coś mi jest, to Zayn znów będzie się martwić, a ja nie jestem kaleką, żeby musiał cały czas "latać" koło mnie. Przecież on też ma pracę, dom, sprawy do załatwienia... a nie zajmowanie się mną. Nie chcę być dla niego ciężarem, którego nie może się pozbyć.
Gdy już doszłam do siebie, zeszłam na dół, gdzie Zayn rozmawiał z kimś przez telefon. Usiadłam na kanapie przed telewizorem. Jak zwykle nie było nic ciekawego, w ostateczności zostawiłam na "eska tv". Przynajmniej tam puszczali fajne piosenki. Akurat zaczynał się utwór Bednarka pt. " Chwile jak te". Uwielbiam tę piosenkę, więc pogłośniłam o wiele głośniej i zaczęłam śpiewać.
Ja wiem, że takie chwile jak te, nie zdarzają się zbyt często. Takie chwile jak te, to nasze zwycięstwo.
- Ładnie śpiewasz. - Nagle usłyszałam za plecami. Automatycznie odwróciłam się w stronę, z której dochodził wesoły głos Zayna. Niemal od razu moje polika zaczęły płonąć ze wstydu. Nikt nigdy oprócz Harrego nie słyszał jak śpiewam, ale to moja ulubiona piosenka.. poniosło mnie. 
- Taa.. Dzięki. - Wymamrotałam pod nosem, ale tak aby usłyszał. Coś mi tu jednak nie grało.. czemu on jest taki wesoły? Usiadł obok mnie na kanapiei wpatrywał się w teledysk Bednarka. 
- Fajny. -Powiedział, gdy się skończył. No co ty nie powiesz? 
- Wiem. - Odparłam. Jakoś nie mam nastroju do tego typu rozmów. Mam więcej problemów na głowie, niż czasu na takie gadki. Wiem, że po głupio brzmi, ale nie daje sobie rady z tymi myślami, szczególnie z Harrym w roli głównej. Może ktoś powiedzieć, że tłumacze się cały czas smeircią jego, ale po prostu nie daje rady. 
- Coś ty taka nie swoja dzisiaj? - Spytał w końcu,co mnie wybił z tropu. 
- Nie. Wszystko okay. - Skłamałam. Nic nie jest okay. 
- W takim razie to dobrze. 
- Co masz na myśli? 
- Dzwoniła Lily. - Powiedział oczywiście. Lily? Po co? Przecież ona wyprowadziła się od razu po wypadku, gdy Nathan doszedł do siebie. Teraz mieszkają razem gdzieś nad morzem, z tego co wiem. Spojrzałam na niego pytajaco. 
- Idziemy na impreze. - Oznajmił w końcu. Co? Jakoś nie mam ochoty na zabawę. Nie po tym. 
- No nie wiem czy to dobry pomyśł. - Powiedział z nie zbyt przekonaniem 
- Rose. Musisz wreszcie zaczął normalnie zyć. 
- Przecież żyje normalnie.
- Stara Rose, nie przegapiłaby imprezy z przyjaciółmi. - Powiedział i dopiero teraz do mnie doszło, że może faktycznie stałam się.. inna. Nie chcę żeby tak było.
- No to zbierajmy się. Mamy mało czasu. - Powiedziałam wstając i zacierając ręce, w myślach szykując już odpowiednią sukienkę. 
- No i taką Rose poznałaem i uwielbiam! - Wykrzyczał śmiejąc się. Tez się zaśmiałam z jego rekacji. Brakowało mi tego. Tej.. spobody. Bycia radosną i taką lekką. 

______________________
Hejo :* Jak tam weekendzik misie? Wreszcie napisałam ten rozdział, ostatnio jakoś cięzko mi to idzie, gdy nie ma Harrego, no ale cóż. Eeej? O czym chcecie kolejne opowiadanie? Może będzie to coś w stylu horroru? Co o tym sadzicie? I o kim? Myślałam o Liamie, ale nie wiem :) Ostatni głos należy do was :D 
Do następnego :*

sobota, 11 października 2014

56.

Tydzień później... 

Dziś jest dzień pogrzebu Harrego. Jak się czuje? Hm... sama nie wiem jak to nazwać. Czuję jakby część mnie umarła razem z nim. Wiem, że Harry by nie chciał abym tyle rozczulała się nad tym, ale nie moja wina, że był dla mnie wszystkim. Moje całe życie podległo ogromnemu wyzwaniu przez, które sama boję się konsekwencji. Gdy myślę o jego niedoszłych oświadczynach, serce mi pęka. Nie wiem jak długo jeszcze tak wytrzymam.
~^~~
Pogrzeb mojej najukochańszej pozostałej osoby na tym świecie, minął wręcz okropnie. Nadal nie mogę pozbierać się po tak absurdalnych wręcz wydarzeniu.
Aktualnie wracam do "domu" z Zaynem, który cały czas trzyma się blisko mnie, twierdząc że jest mi potrzebny. Właściwie to ma rację, gdyby nie on możliwe, że już dawno dołączyłabym do Harrego .Choć dobrze wiem, że on tego nie chce i nawet po śmierci zrobi wszystko abym była bezpieczna.
Po powrocie do domu od razu ściągnęła z siebie te smutne, żałobne ubrania i zeszłam do siedzącego w salonie Zayn'a.
- Oglądamy coś? -Spytał chcąc poprawić mi humor. Jednak nie wiem czy komukolwiek uda się go polepszyć. Przytaknęłam lekko głową i zajęłam miejsce obok niego, na co Zayn zareagował od razu. Objął mnie ramieniem i nakazał abym położyłam głowę na jego torsie. Zrobiłam to. Dla jasności nigdy nie czułam, ani nie będę nic czuła do Zayna. Traktuję go jak przyjaciela. Bardzo zależy mi na nim, ale jako pary nie wyobrażam sobie nas.
Film zleciał w mgnieniu oka. Cały czas byliśmy przytuleni do siebie i w milczeniu skupiliśmy się na ekranie telewizora. Moje myśli co chwile wędrowały wobec zmarłego chłopaka przez co nie zrozumiałam sensu film. Już przy końcu poczułam się bardzo senna, więc mocniej wtuliłam się w umięśnione ciało mojego towarzysza. Muszę przyznać, że jest bardzo wygodny. Gdy powoli traciłam  świadomość, tego co dzieję się wokół mnie, poczułam mocne ramiona Zayna oplatające moje wpół przytomne ciało podnosząc je ku górze. Nerwowo poruszyłam się, a ten tylko pogłaskał mnie łagodnie po głowie,na co od razu rozluźniłam się.
- Cii, spokojnie kochanie. - Ledwo usłyszałam jego zachrypnięty głos przez sen, który mną władał. Ponownie wtuliłam się w niego i pozwoliłam się nieść. Zayn położył mnie delikatnie w mojej sypialni, po czym przykrył mnie kołdrą i wycofywał się. Gdy tylko zorientowałam się, że chce opuścić mój pokój, chwyciłam go za nadgarstek przykuwając tym samym jego uwagę.
- Hm?
- czy.. czy mógłbyś zostać. .tu.. ze mną? - Spytałam nieśmiało,  na co ten tylko spojrzał na mnie z małym uśmiechem. Nie żeby coś.. tylko po prostu nie chce zostawać sama.
-Jasne. - Powiedział, po czym zdjął z siebie koszule oraz spodnie i położył się po drugiej stronie łóżka.
Przez dość długi czas trwała nieco niezręczna cisza, ale nie przeszkadzała bynajmniej mi.
-Dziękuję. - Odezwałam się, patrząc tępo przed siebie.
- Za co? - Spytał dopiero po krótkiej chwili. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Myślałam, że śpi.
- Za... wszystko. - Wzięłam głęboki oddech, po czym kontynuowałam . - Za to, że mi pomagasz. Za to, że po prostu jesteś. Gdy nie ty...
- Ej Rose, spokojnie. Wiem, że jest ci ciężko, ale to nie twoja wina. Na pewno chciałby,żebyś była szczęśliwa, a nie cały czas udręczała się tym. Co chwilę ktoś umiera, a gdzie indziej rodzi się. Rose, świat na tym polega. Nie zmienisz tego. - Jego słowa dały mi dużo do myślenia. Niby kilka zwyczajnych wyrazów, a jednak. Może faktycznie, nie powinnam o tym więc tak myśleć.Może powinnam pogodzić się z tym? Wiem, że to cholernie trudne, ale chyba ma rację. Muszę uświadomić sobie, że nie ja jedyna tracę osobę, która była i nadal zresztą jest częścią mnie. Choć wiem, że nie będę potrafiła być już szczęśliwa, to i tak zrobię wszystko aby tak jednak było. Dla niego. Bo kocham go nad życie i wiem, że na tym własnie polega miłość. Przykro mi jedynie z tego powodu, że przekonałam się o tym na własnym przykładzie.
_________________________________
Hejo :* Jak tam? Podoba się rozdział? Wiem że część z was liczyła na to,że jednak Harry przeżyje, ale nic z tego... i choć serce mnie boli gdy to piszę, to i tak tego nie zmienię :) Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Miłego weekendu.

piątek, 3 października 2014

55.

     [ Jak chcecie, bo nie każdy musi lubić. Włączcie sobie tę piosenkę.. pisałam przy niej ten rozdział i myślę, że pasuje tu :) ]


- Harry! - Znów krzyknęłam - Jezu, to nie może być prawda! - Pobiegłam chwiejąc się do chłopaka. Gdy byłam już przy nim dostrzegłam, że jego cała koszula jest w krwi. Przeraziłam się. Harry w ogóle się nie ruszał. Leżał. Po prostu leżał. - Obiecałeś..! - Wydarłam się z całych sił zaciskając ręce na jego ubraniu. - Ty jebany dupku! Obiecałeś... - Łkałam ile tylko miałam na to siły Dla mnie to zbyt wiele. Nagle zaczęło szumieć mi w uszach i zrobiło mi się ciemno przed oczami. Czy ja umieram?
Pytałam samą, siebie w głębi duszy. Jedyne co pamiętam to widok "śpiącego" Harrego. Potem zemdlałam.

~ Oczami Lily .~

   Gdy Rose powiedziała, że zaraz przyjdzie była jakaś bardziej zdenerwowana. Nie wiem o co dokładnie chodzi, ale sądzę że to nic dobrego. 
- Chce pani jechać z nim? - Zwrócił się do mnie lekarz. 
- Nie, dziękuję. Przyjadę do niego, jak najszybciej będę w stanie. - Powiedziałam. Ten tylko skinął głową i wsiadł do karetki. Po chwili już ich nie było. 
Zadzwoniłam do Rose, ale nie odbierała, więc postanowiłam jej poszukać. Poszłam w tę samą stronę, co ona i zaczęłam ją wołać. Cisza. Nie ukrywam, że przestraszyłam się. Szłam i szłam... aż zauważyłam samochód Harrego. Może są w środku? Pomyślałam.
Jednak gdy podeszłam bliżej strach sparaliżował moje ciało. Na ziemi leżał i Harry i Rose. Obydwoje wyglądali jak dwa trupy. Jedyne czym się różnili to ty, że Harry był cały we krwi. Nie czekałam dłużej, tylko zadzwoniłam po kolejną karetkę. Mam tylko nadzieję, że żyją.... 

~ Oczami Rose ~

    Gdy się obudziłam czułam okropny ból głowy. Nie wiedziałam gdzie jestem i co w ogóle się stało. Usiadłam powoli i dopiero wtedy zorientowałam się, że jestem w szpitalu, tylko że...
- Harry. - powiedziałam nagle.  Nawet nie zauważyłam siedzącej obok mnie Lily. - Co z Harrym? 
Spytałam od razu gdy ją zobaczyłam. Ona tylko rozpłakała się. nie odpowiedziała mi. Dlaczego mi nie odpowiedziała?!
- Gdzie on jest? - Zadałam kolejne pytanie.
- Też w szpitalu. - Powiedziała z trudem. Nie czekając dłużej wstałam i wyszłam z sali. Nie wiem gdzie on jest. Przypomniała moja podświadomość.  - Przepraszam...- Zaczepiłam przechodzącą akurat pielęgniarkę. 
- Tak?
- Gdzie leży Harry Styles? - Spytałam bezpośrednio. Ta popatrzyła na mnie dziwnie, ale odpowiedziała.
- Sala numer 213. 
- Dziękuję. - Powiedziałam i udałam się tam gdzie mi wskazała. Bałam się okropnie, tego co mogę tam zastać.
Weszłam od razu do sali. Nikogo nie było " w gościach". Dla mnie lepiej. Pomyślałam. Harry leżał cały wy podpinany do różnych sprzętów. W pokoju panowała ciemność,ale mogłam dostrzec jego twarz. Tylko czemu ta kreska jest ciągła...?!
- O nie, nie, nie! Harry proszę nie rób mi tego. Ty musisz żyć! Co ja zrobię bez ciebie? No kurwa, co? - Krzyczałam. Płakałam. Wszystko na nic. Jego tu już nie ma. I nigdy nie będzie... Te wszystkie chwile spędzone razem...  wszystkie co do jednej były najlepszymi w moim całym życiu. Nawet nasze kłótnie, sprzeczki, obrażania, rozstania. 
Wszystkie dni spędzone razem... 
Na fotelu leżał jego płaszcz. Nie wiem czemu, ale chciałam zobaczyć jego telefon. Były tam nasze zdjęcia...
Znów płakałam. Włożyłam rękę do prawej kieszeni, niestety to nie w tej trzymał telefon. Ale poczułam w niej coś jeszcze. Nie wiem co to, więc wyciągnęłam. I nie wiem czy dobrze zrobiłam. Było to małe pudełeczko, a w środku...
a w środku pierścionek.    Uśmiechnęłam się na myśl oświadczyn Harrego. Byłoby tak pięknie. Ale on już nigdy... nigdy się nie ożenimy. Nigdy nie będę narzeczoną Harrego. Znów łzy. Nie mogę przestać płakać. To okropne, jakie Bóg pisze scenariusze. Wszystko co było w moim życiu, było wspaniałe w porównaniu do tego. Coś czuję, że najbliższe miesiące będę na prawdę ciężkie... 
____________________________
Booże. Szczerze sama niemal się nie rozpłakałam pisząc to ;-; Wiem, że to strasznie smutne i w ogóle, ale pomyślałam, że tak na koniec musi być coś co spowoduje u odbiorcy jakieś większe uczucie.. mam nadzieję, że mi się to udało :)

sobota, 27 września 2014

54.

Uwaga! Rozdział dedykowany pewnemu "Anonimkowi", który ma dziś urodziny :D Miło by było gdyby się wyjawił :)
Wszystkiego najlepszego :*

    Posłusznie poszłam do tył w poszukiwaniu tego, o co prosił mnie Harry. Poszukiwanie jednak nie 
trwało długo. Podałam ją chłopakowi i sama znów się przesiadłam na poprzednie miejsce. 
- H-Harry co ty robisz? - Głos mi drgał z nerwów. Boże, co on kombinuje?
-Muszę. - Tylko tyle? Tylko tyle był w stanie mi powiedzieć. 
- Harry? - Zaczęłam niepewnie.
- Tak? 
- Obiecaj mi coś. 
- Wszystko dla ciebie, skarbie. 
- Obiecaj mi, że przeżyjesz. Że wszystko będzie dobrze... - Powiedziałam  a łzy uzbierały mi się w koniuszkach oczu. Harry przez chwilę się zastanawiał nad tym, ale w końcu powiedział.
- Obiecuję. 
- Kocham cię, Harry. 
- Kocham cię, Rose. - Po tych słowach pocałował mnie w usta, a mnie zabrakło powietrza. Gdy byliśmy już wystarczająco blisko, aby wyjść i poszukać Lily, nagle ktoś zaczął strzelać do nas. Na szczęście auto Harego jest przygotowane na taką sytuację, gorzej z przyjaciółką.
- Muszę posuzkać Lily. - Powiedziałam w stronę Harrego. Widać było, że nie spodobał mu się ten pomysł.
- Rose... zginiesz. - Zwrócił się do mnie, a mnie poleciała samotna łza. Nie wiedziałam co robić. Byłam rozdarta. 
- Harry... - Zaczęłam cicho szlochając. - To moja przyjaciółka. 
-  A ty jesteś moją dziewczyną i nie pozwolę, aby coś ci się stało... - Odetchnął tak jakby zastanawiał się nad tym. - Za bardzo cię kocham. - Powiedział w końcu. Znów nie wiedziałam co powiedzieć. Dlaczego wszystkie najgorsze scenariusze przydarzają się właśnie mnie? 
- Harry ja też cię kocham najbardziej na świecie,  ale nie mogę zostawić Lily na śmierć tak po prostu. - Spojrzałam przez szybę w poszukiwaniu przyjaciółki. Nigdzie jej nie wiedziałam. - Co byś zrobił gdybym to ja była na jej miejscu? - Spytałam po chwili ciszy. 
- Wolałbym sam zginąć, niż aby tobie się coś stało. - Odpowiedział niemal od razu. No właśnie. Więc dlaczego mi nie pozwala ratować przyjaciółki? Denerwuje mnie. Nie zważając na już na nic, otworzyłam szybko drzwi i wyszłam.
- Rose! Wracaj! - Słyszałam donośne wołanie Harrego, ale nie zamierzałam rezygnować.  Biegłam w tę i wewte szukając Lily. Bałam się, że będzie już za późno. Nie wyobrażałam sobie tego. Lily jest dla mnie jak siostra. Tyle, że ja moją rodzinę straciłam już dawno temu. Nagle przypomniałam sobie o telefonie. Szybko go wyjęłam i zauważyłam, że mam setki nieodebranych połączeń od nikogo innego jak Harrego. Nie zwróciłam uwagi na to, wybrałam numer Lily i przystawiłam komórkę do ucha. Pierwszy sygnał... drugi sygnał... Trze...
- Lily! - Prawie krzyknęłam do słuchawki. 
- Rose.. - Powiedziała  przestraszona.
- Gdzie jesteś?  - Spytałam równie podenerwowana. 
- Obok tej zielonej budki...
- Okay. Nie ruszaj się stamtąd. - Powiedziałam i od razu rozłączyłam się. Mam nadzieję, że nic jej nie jest. Biegłam ile sił w nogach, aż nagle usłyszałam okropny huk. Strzał. Przez chwilę miałam złe myśli, ale odgoniłam je.  Już po 2 minutach  byłam przy celu.
-Lily! - Zaczęłam cicho wołać, aby tylko ona mogła mnie usłyszeć.
- Rose. - Usłyszałam równie cichy głos przyjaciółki. Poszłam za nim, aż w końcu dostrzegłam ją.
- Jezu Lily nic ci nie jest? - Spytałam z nadzieją. 
- Nie.. nie mi. - Zawahała się. 
- Nie tobie? Więc komu? - Znów spytałam rozglądając się. Lily łzy spływały po twarzy.
- Nathan. - Szepnęła tylko. Boże co z nim? Właściwie to nawet nie wiem kto to, ale sądzę że Lily go lubi. 
- Gdzie on jest? Co z nim? - Dopytywałam z zaciekawianiem. Martwię się. 
- On.. postrzelili go. -Powiedziała prawie nie słyszalnie. 
- O Bożę.. - Jedyne co mogłam w tej chwili powiedzieć. - Dzwoniłaś po karetkę? - Pokiwała tylko przecząco głową i jeszcze bardziej rozpłakała się. Nie myśląc dłużej wyciągnęłam telefon i wybrałam odpowiedni numer. 
~^~~
Już po niecałych 5 minutach można było usłyszeć syrenę pogotowia. Cieszyłam się, że tak szybko przyjechali, może nic mu nie będzie.. Przez ten cały stres zupełnie nie zorientowałam się, że wszystko ucichło. Nie strzelają już. Tylko.. gdzie jest Harry? 
- Zarz przyjdę. - powiedziałam do przyjaciółki, gdy lekarze zabierali Nathana do karetki.
Szukałam go już chwilę i znów poczułam strach. A bardziej nawet zmartwienie. bałam się, ale nie o siebie. O Harrego. Mam nadzieję, że nic...
- O mój Boże! - Krzyknęłam nagle zorientowawszy się, że nie daleko Harrego samochodu, leży... 
__________________
BUM!   Tak wiem jestem wredna. Przerwałam w tak głupim momencie. No, ale cóż, to ostatnie rozdziały. Trzeba potrzymać was trochę w napięciu. ;-)  Co o tym myślicie? Co zobaczyła Rose? 
A tak na marginesie.. Wszystkiego najlepszego Anonimku :*

Do następnego :*

piątek, 26 września 2014

53.

      Nagle usłyszałam głośny dzwonek mojego budzika, który nie pozwalał mi spać. Gdy niechętnie otworzyłam oczy zorientowałam się, że to wcale nie mój budzik, tylko dzwonek. Ktoś do mnie dzwoni. Gdy spojrzałam na zegarek, który wskazywał 1:13 myślałam, że zabije osobę dzwoniącą do mnie o tej porze. Zerknęłam na telefon - Lily. Mogłam się tego spodziewać. Pewnie znów poszła na jakąś imprezę i narozrabiała albo nie ma podwózki. Z zmęczeniem odebrałam nadal dzwoniący telefon.
- Hallo?
- Rose? O Bożę, wreszcie...! - Zaczęła, a mi serce podskoczyło do gardła na dźwięk jej głosu. Płakała.
Ba. Łkała do komórki. Natychmiast zerwałam się na równe nogi, choć niemal od razu tego porzałowałam. Zupełnie zapomniałam o bólu głowy, przez co prawie upadłam.
- Lily, co się dzieje? - Spytałam spokojnym głosem, na ile było mnie to stać. Wiem, że coś jest na rzeczy. Lily na prawdę bardzo rzadko płacze.
- Rose... Nathan.. on... - Praktycznie w ogóle jej nie zrozumiałam.
- Hej hej Lily. Spokojnie... - Zaczęłam pewnie. - Gdzie jesteś?
- J-ja.. nie wiem. Jest tu las, mało domów.. jestem na poboczu, boo... - I tak jakby nagle się zacięła. Cholera losów jest pełno, nie mam pojęcia gdzie ona może być.  
- Lily. Skup się. Jakieś szczegóły? - Zawahała się przez chwilę.
 - Jestem obok takiej zielonej budki.. sklepu chyba opuszczony jest raczej, na bocznej drodze z Notherdach. - Powiedziała a mnie nagle olśniło. Wiem gdzie jest.
- Ok. Lily nie ruszaj się stamtąd. Zaraz będziemy. - Po tych słowach rozłączyłam się i podeszłam do śpiącego Harrego. Aż żal było go budzić, ale to nie mogło dłużej czekać. Lily nie mogła.
- Harry. - Zaczęłam łagodnie, ale on ani drgnął.
- Harry. - Spróbowałam nieco głośniej, na co lekko się poruszył. Tym razem nie dałam już za wygraną i zaczęłam nim trząść na wszystkie strony. Udało się...
- Hej kochanie... co ty robisz? - Spytał z tą swoją seksowną chrypą.
- Wstawaj. - zażądałam od razu, na co lekko się skrzywił.
- Coś się stało? - Spytał powoli wychodząc z pod kołdry.
- Coś nie tak z Lily. - Wyjaśniłam w skrócie, no bo w końcu sama właściwie niewiele wiedziałam.
- Lily? - Spytał stojąc obok mnie.- Gdzie ona jest?
- No właśnie w tym problem. - Powiedziałam biorąc pierwsze lepsze ubrania z szafy. - Ubieraj się. - Nakazałam, na co on tylko patrzył na mnie podejrzliwie.
- Nie ma ani chwili do stracenia. - Powiedziałam przed zamknięciem się w łazience.
~^~~
Po niecałych 10 minutach wyszłam gotowa, na moje zdziwienie Harry również był ubrany. Zgarnęłam jego kluczyki i mój telefon. z stoliczka nocnego i szybkim krokiem wyszłam z domu, a tuż za mną Harry.
Gdy wszystko mu wyjaśniłam, wiedział gdzie ona się znajduje, więc to on prowadził samochód.Gdy zbliżaliśmy się do celu, nagle ujrzeliśmy kilka aut na poboczu, a obok ludzi... to znaczy martwych ludzi. Niekontrolowanie pisnęłam z przerażenia. Znów zaczęło kręcić mi się w głowie.
- Spokojnie. - Powiedział Harry, starając się mnie uspokoić.
- Rose słuchaj uważnie. - Zwrócił się do mnie, a ja nagle aż pobledłam. - W tyle pod siedzeniami mam broń. Dostań ją. - Ostatnie dwa słowa powiedział bardzo oschle. Samochód zwolnił, a ja już wiedziałam, że to się źle skończy....
__________________________
Heeejo :* Choć raz na czas  . Na wstępie chciałabym was poinformować, że kolejne rozdziały ( a będzie ich niewiele) będę pojawiły się częściej, niż co tydzień. Nie wiem dokładnie w jakich dniach, gdyż w sumie mam już napisane kolejne 2 rozdziały.. :D Smutno mi trochę, że to już powoli koniec.. ;c
Mam nadzieję, że nie będą denerwować was moje "pytania" na asku, odnośnie nowych rozdziałów, bo może ich być troszkę.. :) I tak. Będę pisać nowe FF. Nie wiem jeszcze o kim konkretnie, choć myślę o Louisie, co wy na to? :]

5 Komentarzy = NEXT <3   

niedziela, 21 września 2014

52.

    Ubrałam dość obcisłą, czerwoną sukienkę oraz wysokie szpilki. Tak jak to miałam w zwyczaju. Zresztą Lily również nie wyglądał za grzecznie. Dobrze, że idę z Harrym, gdyby nie ten fakt, nie ubrałabym się w to. Bałabym się, że ktoś się będzie do mnie dobierał, a tak, to przynajmniej mam "ochronę".
Po niecałej godzinie byliśmy już pod klubem. Harry wysiadając z auta chwycił mnie za rękę i poprowadził do środka, oczywiście bez kolejki.
~^~~
Po dłuższym czasie byłam już nieźle wstawiona. Cały ten czas naprawdę dobrze się bawiłam i cieszę się, że Harry namówił mnie na trochę rozrywki.  Aktualnie tańczę z nim na środku parkietu. Co chwila ocierając się o niego. Widać, że mu się podoba, co tylko pozwala mi na kontynuowanie moich małych tortur. Nagle Harry chwycił mnie w biodrach jeszcze bardziej do siebie przyciskając. Moje plecy przylegały do idealnie wyrzeźbionego torsu chłopaka. W pewnym momencie zaczął muskać ustami moją szyję, zjeżdżając coraz to niżej z pocałunkami. Nie do końca w ogóle zdawałam sobie sprawę z tego, jaki może być koniec tej nocy. Właściwie to w tym momencie nie potrafiłam racjonalnie myśleć. Nawet nie wiem gdzie jest przyjaciółka.Już długo jej nigdzie nie widziałam. Ale to Lily. Pewnie już znalazła sobie kogoś do towarzystwa. Z takim podejściem ma o wiele łatwiej w życiu, nie to co ja. Gdy pocałunki Harrego stały się bardziej niechlujne oraz pełne pożądania, dopiero do mnie doszło co takiego się dzieje.Położyłam dłonie na jego i zaczęłam je odciągać od mojego ciała, ale bez skutecznie.
- Harry. - Wydyszałam niemal nie słyszalnie, co również było spowodowane głośną muzyką. Można było się jednak spodziewać, że nic sobie z tego nie zrobi. Nie ukrywam,że przestraszyłam się z lekka, ale też podnieciło mnie to.
 Harry zacieśnił swój ucisk na moim biodrze, tym samym trzymajac mnie w miejscu.Nagle jakby z nikąd pojawiła się Lily i wszystko prysło.
 - Hej jak się bawicie? - Spytała wesoło. Widać, że jest już mocno nachlana. Zresztą jak każdy, tak my również. Wszyscy ledwo trzymamy się na nogach, ale to nam wcale nie przeszkadza w dobrym bawieniu sie.
 - Świetnie. - Harry mnie wyręczył w odpowiedzi.
 - A ja właśnie kiepsko..wracamy? - Powiedziala niemal błagalnie, na co lekko zachichotałam. Pierwszy raz odkąd ją znam, jako pierwsza z towarzystwa chce wracać do domu. To bardzo zabawne z mojej perspektywy.
 ~~^~
 Po krótkim czasie byliśmy już pod naszym domem. Impreze no nie można zaliczyć do najlepszych, ale nie było też najgorzej. Lily od razu oo powrocie poszła dok siebie, jak sądze spać. Natomiast my z Harrym siedzimy w salonie, oglądając jakieś durne filmy.
 ~^~~
 Nastepnego dnia nie czulam sie najlepiej, pewnie to po wczorajszej imprezie oraz wypitym przeze mnie alkoholu. Jest godzina 13:27 , a ja nadal leżę w łóżku i jak narazie, nie mam zamiaru tego zmieniać. Harry zachowuje sie jak najsłodszy chłopak na świecie. Co chwilę pyta czy wszystko w porządku i czy nie brakuje mi czegoś.
 Właściwie to boli mnie brzuch i głowa, choć ona już nieco ustępuje. W sumie nie dziwie się po tylu tabletkach jakie wzięłam to mogłam się tego spoodziewać.
 - I jak się czujesz? - Nagle usłyszałam troskliwy głos Harrego.
 - Lepiej. - Uśmiechnęłam się słabo. Nie chce robić z siebie ofiary, ani liczyć na czyjąś łaskę. Harry wszedł głebiej do pomieszczenia, zbliżając się powoli do łóżka. Gdy poczułam, że ono się ugina, usiadłam z trudem opierając się o ścianę ze mną.Widać było, że chłopakowi niezbyt się to spodobało.
 - Połóż się lepiej. - Doradził, ale zignorowałam go. Jak już mówiłam, nie chce robić z siebie kaleki, przy której trzeba być 24/dobę. Harry widząc moją niechęć, sam położył sie obok, wskazując mi abym zrobiła to samo.
 Już przez dłuższy okres czasu leżymy przytuleni do siebie. Harry delikatnie masuje mnie po brzuchu, przez co zmniejsza jego ból. Nagle drzwi od pokoju uchylily sie, a wprogu stanela Lily.
 - Hej.. - Zaczęła nieśmiało. - jak się czujesz?
 - w porządku. - Odpowiedziałam lekko się uśmiechając. Dziewczyna odwzajemniła ten gest. Patrzyła na mnie z troską w oczach, aż w końcu odezwała się.
 - Okay.. To ja nie będę wam przeszkadzać. Idę się przejść z Nathanem. - Dokończyła już nie co ciszej. Z jakim Nathanem?
 - Z kim?
 - Uh to chłopak z wczorajszej imprezy.. - Widać było, że jest speszona.
 - Ah okay. - Powiedziałam zgadzając się na jej słowa. Po tym Lily wyszła, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałam na chłopaka obok mnie. Harry wygląda tak słodko jak śpi. Postanowiłam iść w jego ślady i wtuliłam się bardziej w jego wyrzeźbiony tors, zamykając oczy. Może sen mi pomoże na ten cholerny ból. Już po chwili odpłynęłam w krainę, gdzie wszystko jest możliwe...

----------------------------

Heej :* bardzo was przepraszam, że przez tyle czasu nie napisałam nic, ale nie miałam internetu ostatnio. Wiem, że rozdziały dodaje w piątki, a nie w niedziele ale nie wyrobiłam się z napisaniem rozdziału. Chciałam wam jeszcze tylko powiedzieć, że dużymi krokami zbliżamy się ku końcu...więc bardzo prosiła was aby te kikka ostatnich postów miało troszkę więcej komentarzy  :-)  chciałabym zobaczyć ile jest was ze mną oraz z tym FF.

Do następnego :**
  

piątek, 5 września 2014

51.

     Do domu dotarliśmy dopiero wieczorem. Wszyscy byliśmy już wykończeni i marzyliśmy jedynie o tym, aby odpocząć. Po przekroczeniu progu mieszkania, każde z nas udało się w swoją stronę, nie przeszkadzając drugiemu. Lily poszła mierzyć niedawno kupione przez nią ubrania, a Harry.. właściwie sama nie wiem co on robi. Poszedł na górę, najprawdopodobniej do swojego pokoju. Natomiast ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nikt nie nudził się tak jak ja w tym momencie. Plątałam się po kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia, ale jednak na sam koniec stwierdziłam, że wcale nie jestem głodna. Koniec końców poszłam do swojego pokoju, również obejrzeć ubrania, do których Lily mnie namówiła, abym kupiła. Do "swojego", nam na myśli naszego. Gdy do niego weszłam, zorientowałam się, że jest on pusty. Nawet nie wiem kiedy Harry z niego wyszedł, może to dlatego, że byłam zbyt zajęta chodzeniem w kółko po dość obszernej kuchni.
Ubrania, które kupiłam były dość zwyczajne. Jakieś swetry, bluzy oraz parę rurek. W końcu zaczyna się zima, nie mam zamiaru chodzić w moich poprzednich ubraniach, które w ogóle nie są do takiej pory przystosowane. Jedyne co mi zostało do kupna, to buty oraz dodatki, w stylu szalika czy czapki.
Postanowiłam zwalczyć tę potworną nudę i przymierzyć części garderoby. Zaczęłam od błękitnego sweterka z sową na środku oraz czarnych wytartych rurkach dla dopełnienia. Później szlo już szybko.
Przyznam szczerze, że w miarę fajne te ubrania zakupiłam. Gdy już wszystko przejrzałam, dostrzegłam jeszcze jedno ubranie, którego jakoś sobie nie przypominam, abym nawet brała do przymierzalni.
Mianowicie była to sukienka.. jeśli w ogóle można to tak nazwać, gdyż była bardzo krótka, obcisła,a na dodatek, jakby tego było mało, z tył miała ogromne wcięcie. Pewnie Lily mi ją kupiła, a później podrzuciła czy coś. Ona zawsze lubiła wyzywające ciuszki. Postanowiłam, że skoro była u mnie, to pasowałoby ją przymierzyć choć i tak też zrobiłam.
Delikatnie nałożyłam ją na siebie, uważając aby nic w niej nie zepsuć. Gdy już miałam ją na sobie i chciałam jedynie zasunąć zamek po boku, nagle poczułam czyjeś ręce na mojej talii. Przeraziłam się. Lecz gdy tylko usłyszałam słowa, które ta osoba szepnęła mi do ucha, od razu się uspokoiłam.
- Widzę, że podoba ci się mój prezent.
Przełknęłam głośno ślinę, gdy jego ręka przesunęła się niżej, na pupę, Aby chwilę później lekko ją ścisnąć.Jęknęłam cichutko, otwierając szerzej usta. Dobrze, że jestem do niego tyłem, więc mnie nie widzi. Harry słysząc moją reakcję, zaczął całować moją szyję. Po krótkiej chwili jednak, widać było, że znudziło to już mu się, więc obrócił mnie tak, że tym razem patrzyłam mu prosto w oczy. Nie czekając długo wbił się w moje usta, przy czym adrenalina w moich żyłach znacznie podskoczyła. Nie myśląc wiele zarzuciłam ręce na jego szyi, pogłębiając pocałunek. Harry wykorzystując moment mojej nie uwagi wślizgnął język do wnętrza moich ust, tym samym kładąc ręce na moich biodrach.  Nieco się wzdrygnęłam na jego gest, ale szczerze spodobał mi się. Uwielbiam czuć jego delikatny dotyk na mojej skórze. nagle dłonie Harrego wślizgnęły się pod moją sukienkę i zaczęły masować skórę na moim brzuchu. Gdy tylko minimalnie zahaczył o dół od mojej bielizny, zaciągnęłam się mocno powietrzem. Niestety nie było nam dane skończyć, gdyż do pokoju wparowała podekscytowana Lily. Gdy tylko nas zobaczyła od razu mina jej zrzedła. Ogólnie ta sytuacji była bardzo zabawna gdyby patrzyło się na nią jako 3 osoba. Staliśmy w bezruchu jeszcze  dobrą chwilę, gdy dopiero Harry przyjął ręce spod mojego ubrania, tym samym lekko oddalając się ode mnie. Wtedy Lily tak jakby odczarowana, podeszła bliżej i zaczęła nawijać, znów przepełniona emocjami.
- Rooose! Wiesz, że tu nie daleko jest bardzo dobry klub? - Palnęła prosto z mostu. Klub? Serio? Jeszcze tego mi brakowało.
- No nie wiem czy to taki dob... - Zaczęłam, lecz Harry chyba miał coś innego do powiedzenia, na ten temat, bo mi przerwał w dość niegrzeczny sposób.
- jasne, że pójdziemy. - Odpowiedział radośnie, a mi szczęka opadła na samą ziemię. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, nie po nim. Zawsze nie pozwalałam mi nawet na domówkę do kumpli wyjść, a teraz mam iść do klubu pełnego pijanych, a nawet naćpanych ludzi? Bałam się co takiego jeszcze wymyśli, aby wyprowadzić mnie z równowagi. Na szczęście Lily nic nie dopytywała o nasze dziwne zachowanie.
Zobaczymy jak będzie w klubie...
_________________
Hej hej hej ! <3
Obiecałam, więc jestem. Jak tam u was ze szkołą? Ja już w pon mam kartkówkę i w ogóle lekturę do czytania... no nie za ciekawie jak na początek. 
Przypominam o zakładce "spam" oraz asku, który jest w "kontakt". :)
Czekam na wasze blogi, bo jakoś nigdy nie mam co czytać ;-;
Miłego i do piątku :*