Tydzień później...
Ostatnie 7 dni spędziłam w szpitalu z dzieckiem. Damon cały czas przy mnie był i mnie wspierał. Jestem mu bardzo wdzięczna za to, ale jednak źle się czuję z myślą, że nie robi nic po za troszczeniem się o mnie. Podobnie było z Zayn'em, w końcu to, że byłam w ciąży, a teraz urodziłam i mam na głowię niemowlę, to tylko i wyłącznie moja sprawa i moje zadania aby się nim zająć. Nie chce ich tym przytłaczać, a już tym bardziej żeby czuli, że muszą mi pomóc.
- Rose, minął już tydzień, jak nazwiesz małą? - Zwrócił się do mnie Damon, gdy wsiadałam z dzieckiem do jego samochodu. Wreszcie mogę spokojnie wrócić do domu i tam sprawdzać się w roli matki.
- Nie wiem. Jest tyle ładnych imion dla dziewczynek, że po prostu nie potrafię wybrać. - Powiedziałam zgodnie z prawdą, choć wiem, że już dawno powinnam to zrobić. Za niedługo chrzest, a ja nie mam pojęcia jak nazywa się moje dziecko.
- Wiesz, że masz mało czasu. - Stwierdził brat, tak jakby czytał mi w myślach.
- Wiem. - Odparłam zamyślona.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, jedynie radio cichutko grało spokojne rytmy, przy których moja córeczka uwielbiała zasypiać. Przez całą drogę rozmyślałam o tym jak teraz wszystko nagle się zmieni. Jak z szalonej nastolatki, muszę zrobić z siebie odpowiedzialną matkę.Jak dla mnie to bardzo trudne zadanie, lecz mam nadzieję, że mu podałam. Muszę.
- Samantha. - Powiedziałam wreszcie, gdy Damon miał właśnie wysiadać z samochodu, pod naszym domem. Spojrzał na mnie pytająco.
- Co?
- Nazwę ją Samantha. - Odpowiedziałam śmiertelnie poważnie.
- Wreszcie się zdecydowałaś. - Stwierdził i wysiadł z uśmiechem na twarzy.
Wszyscy weszliśmy do niewielkiego domu, którego właścicielem był mój brat.Tak, to to samo miejsce, w którym mieszkałam przed porodem. Z tego co zdążyłam zauważyć, niewiele się tu zmieniło. Po zamknięciu wejściowych drzwi, razem z malutką Sam udałyśmy się do mojego wcześniejszego pokoju. Tak jak się spodziewałam nic jeszcze w nim nie było, co mogłoby przyda się dla dziecka, ale Damon obiecał, że zakupy zrobimy jutro z samego rana. Niestety ja miałam inny plan.
Nie chce dłużej być dla wszystkich przeszkodą, więc wolę wycofać się póki na to czas. Oczywiście, że nie zostawię Sam. Mój plan jest dość ryzykowny i odpowiedzialny, mam tylko ogromną nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli i nic nie spieprzę, jak to mam w zwyczaju.
Jak na razie pożegnałam się z Damonem życząc mu dobrej nocy, a córeczkę uspałam, po czym sana położyłam się obok niej na łóżku, lecz przed tym ustawiłam sobie budzik w telefonie na drugą w nocy. Sen przyszedł dość szybko, nawet nie wiedziałam kiedy dokładnie zasnęłam, ale wiem, że spało mi się nadzwyczaj dobrze, przy boku mojej ślicznej Samanthy.
Obudziłam się równo o drugiej w nocy. Szybko wyłączyłam dzwoniący alarm, aby nie narobił zbyt wielkiego hałasu. Gwałtownie zerwałam się na równe nogi, nagle pobudzona i gotowa do działania.
Chwyciłam zwinnym ruchem ciuszki smacznie śpiącej Sam i delikatnie ubrałam ją ciepło, a resztę potrzebnych rzeczy spakowałam do przenośnej torby. To samo zrobiłam ze swoimi niezbędnymi rzeczami, po czym założyłam na siebie czarne rurki i gruby sweter. Gdy byłam pewna, że wszystko spakowałam i dziecku na pewno nie będzie za zimno ani sprawiało nic dyskomfortu, założyłam szybko buty oraz wzięłam grubą kurtkę do ręki, gdyż nie miałam zbyt wiele czasu. Wszystkie te czynności wykonywałam po ciemku, aby nie obudzić Damona. Przed samym wyjściem chwyciłam klucze od samochodu brata z komody na przedpokoju i opuściłam to pełne wspomnień miejsce.
Z dzieckiem na rękach oraz torbą, udałam się do auta, które stało obok posesji. Starając się nie narobić hałasu, delikatnie włożyłam Sam do fotelika na siedzeniu pasażera, a torbę wraz z kurtką rzuciła na tyle siedzenia. Sama wsiadłam na miejsce kierowcy. Dobrze, że przynajmniej mam prawko. Pomyślałam i ruszyłam, spoglądając na śpiąc obok córeczkę.
Właściwie to nie wiem czy dobrze postąpiłam. Wiem jedynie, że może być tylko lepiej.
Czas zacząć nowe życie, z dala od rodziny, wspomnieć i niepotrzebnych myśli. Chcę być wolna i z lekkością spoglądać na przyszłość.
Chcę cieszyć się każdym wschodem słońca oraz uśmiechać się na jego zachód, gdyż wiem, że o szczęście kolejnego dnia znów powróci.
Chcę być sobą.
_________________________________________
Okay... i co o tym myślicie? Wiem, że trochę dziwnie do wyszło, ale zdanie należy do was.
Mam tylko małe pytanko - napisać jeszcze kilka rozdziałów, czy lepiej epilog i tyle?
Mam jeszcze pomysł na dwa rozdziały, ale z tego co widzę, coraz mniej was odwiedza moje FF.
Zapraszam również na moje nowe FF o Liamie w roli głównej. Addiction . Pojawił się już pierwszy rozdział i prawdopodobnie dzisiaj bądź jutro będzie również i drugi. Mam nadzieję, że kolejne fanfiction także się wam spodoba i z chęcią będzie je czytać. :)
Udanego weekendu :*
sobota, 27 grudnia 2014
niedziela, 21 grudnia 2014
64.
*Oczami Damon'a*
Już ponad pół godziny czekam na Rose, martwię się. Czy każdy poród tyle trwa? Zaraz normalnie oszaleje. Chodzę po szpitalnym korytarzu w jedną i drugą stronę z nadzieją, że może choć to mi trochę pomoże. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Przynajmniej teraz już wiem, że nie jestem w tym dobry.
Usiadłem zrezygnowany na małej ławeczce obok sali i nadal czekałem. Nagle mój telefon zadzwonił, gdy spojrzałem na dzwoniącego, nieco się zdziwiłem, ale pomimo tego odebrałem.
- Tak?
- Siema, wiesz może co z Rose? Dzwonie do niej, ale nie odbiera.
- Może wiem. - Odparłem chłodno.
- Powiesz? - Domagał się.
- Po co ci to wiedzieć? Tyle się nie odzywałeś, a teraz nagle wielki Zayn powrócił? Sorry stary, ale nie do mnie z tymi bajami. - Wkurwił mnie. Nie coś żebym się martwił, ale gdyby zginął nie wiedziałbym jak powiedzieć o tym Rose. Ostatnio bardzo dużo przeszła i nie wiem czy poradziłaby sobie z tym. Przynajmniej teraz wiem, że żyje i mogę powiedzieć o tym siostrze, może wtedy choć trochę się uspokoi, bo coś czuję, że już dawno chciała mnie o to zapytać.
- Ej sorry okay? Nie mogłem nic zrobić, oni...
- Co kurwa oni? Jacy oni? Mówiłem już coś na temat tych twoich bajeczek.Co, może powiesz mi jeszcze, że cię porwali, trzymali czy co tam robili! Mam już tego kurwa dość, z tobą nigdy nie można było się normalnie dogadać. Miałeś ją chronić, a nie zaprzyjaźniać się. - Wyrzuciłem wreszcie. Kilka przechodniów zwróciło na mnie uwagę, ale waliło mnie to.
Nastała chwila ciszy. Pewnie nie wiedział co powiedzieć. Nie dziwie się mu.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, gdzie jest Rose?
- W szpitalu.
Odparłem szybko i się rozłączyłem.
Po krótkiej chwili ujrzałem, że drzwi od sali w której znajdowała się Rose, lekko się uchyliły. Wstałem jak poparzony, gdy dostrzegłem dziewczynę siedzącą na wózku a za nią jedną z pielęgniarek. Rose wyglądała na wyczerpaną.Starsza kobieta zwiozła ją pod jej tymczasową salę i pomogła położyć się na łóżku.
- Niemowlę przyprowadzimy, zaraz po jego oczyszczeniu. - Zapewniła miło się uśmiechając i wyszła.Spojrzałem na twarz Rose. Miała lekko przymrużone oczy, co sugerowało zmęczenie. Powinna się przespać, wiele dzisiaj przeszła, ale dobrze, że mamy to już za sobą. Nie wytrzymałbym dłużej tego stresu, że w każdej chwili może urodzić.
- Jak się czujesz? - Spytałem przerywając ciszę. Dziewczyna nawet nie podniosła wzroku na mnie.
- Bywało lepiej. - Odparła beznamiętnie.Uśmiechnąłem się słabo do niej. Współczuje jej, serio. Nic się już więcej nie odezwałem, widziałem że nie ma nawet siły mówić. Czekałem tylko z niecierpliwością na pielęgniarkę, która ma przyprowadzić dziecko. Byłem okropnie ciekawy jak wygląda.
Po około 30 minutach wreszcie starsza kobieta zawitała w sali Rose. Mój wzrok od razu powędrował do "łóżeczka", w którym znajdowała się śliczna córeczka mojej siostry. Z uśmiechem na twarzy spojrzałem na Rose, spała. Dobrze, że usnęła. Należy jej się chwila odpoczynku.
- Gratulacje córeczki. - Powiedziała pielęgniarka, po czym przyjechała wózeczkiem obok śpiącej Rozalii.
- Jestem bratem Rose. - Poprawiłem ją, widać było, że jest zdezorientowana. - ale Dziękuję. - Dokończyłem znów się uśmiechając.-
- Proszę przekazać pani Rozalii, aby nakarmiła niemowlę zaraz po przebudzeniu się. - Poinformowała na co skinąłem tylko głową. Boje się teraz o bezpieczeństwo Rose. To znaczy zawsze się martwiłem, ale w tej chwili do chronienia mam jeszcze jedną osóbkę. Mam nadzieję, że podołam. Zastanawiam się jak to będzie teraz wyglądać... nigdy nie miałem nawet w domu dziecka, a szczególnie tak małego, a co dopiero opiekować się nim. Nie ma ojca małej, więc chce, aby mogła przynajmniej na mnie polegać. Zawsze dziecku jest potrzebna męska ręka. Nawet nie zorientowałem się kiedy kobieta wyszła zostawiając mnie z niemowlęciem. Ciekawe jak Rose da jej na imię..
Podszedłem do niej i dokładnie się przyjrzałem. Kształt twarzy ma po Rose. Właściwie to jedynie tyle mogę w tej chwili dostrzec, gdyż jest cała opatulana w miliony koców i rożek. Trzeba zrobić zakupy rano dla małej Styles. Szkoda, że nie zdążyli się pobrać..mina mi od razu zrzedła gdy o tym pomyślałem. No, ale cóż..mówi się trudno i żyje się dalej.
*Oczami Rose*
Nagle do moich uszu dobiegł okropny dźwięk. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam, przez co miałam chwilowe zawroty głowy, ale szybko mi przeszły. Wstałam chwiejnie i dopiero wtedy zorientowałam się, że obok mnie w malutkim, przenośnym wózeczku znajduje się jedyna osoba dla której mam chęć żyć. Przyjrzałam się jej uważnie i uśmiechnęłam słabo. Nie mam pojęcia jak ja sobie poradzę z tym wszystkim. Nie miałam nawet okazji, ab pomyśleć o tym wszystkim. Mam jednak plan, ale nie wiem czy taki dobry, jeśli sprawy potoczą się tak jak przypuszczam, mój aktualny plan będzie idealny.
Wzięłam najdelikatniej jak tylko mogłam małą na ręce i mocno przytuliłam do siebie. Chyba wyczuła, że to ja bo przestała płakać. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Niemowlę chwyciło mnie lekko za włosy i prawie nie wyczuwalnie pociągnęło za nie. Charakter to ma po mnie. Pomyślałam. Jednakże ona znów zaczęła wydawać z siebie przeróżne dźwięki, na co lekko się skrzywiłam.
Może jest głodna?
Usiadłam wraz z dzieckiem na łóżku i odchyliłam delikatnie moją bluzkę, tak abym mogła ją nakarmić. Córka niemalże od razu zaczęła konsumować pokarm z mojej piersi. na szczęście wiem jak to się robi, gdyż moja mama, jak jeszcze żyła, mówiła mi o takich rzeczach. Często rozmawiałam z nią na przeróżne tematy, czego chwilami bardzo mi brakuje. Nagle usłyszałam ciche chrapnięcie. Zainteresowana odgłosem, obróciłam się z jego źródła. Odetchnęłam z ulgą, gdy zorientowałam się, że obok mnie na stołku śpi Damon. Tak słodko wygląda gdy jest taki spokojny. Chciałabym, aby rodzice nadal żyli. Chciałabym żeby moja córka poznała swoich dziadków. Właściwie to są jeszcze rodzice Harrego, ale nie rozmawiałam z nimi od śmierci ukochanego. Nie wiem nawet co miałabym im powiedzieć. Pewnie oni też by myśleli, że to wszystko moja wina, że to ja jestem winna śmierci ich jedynego syna. Wiem i sama czasem czuje się podle z tymi myślami. Gdy wspomnę sobie ten dzień, a właściwie noc,aż chce mi się płakać. Widzę wszystko tak jakby to było zaledwie wczoraj, a nie ponad rok temu. Ten moment w którym znalazłam ciało Harrego już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jak blizna. Nawet nie wiem co odpowiem mojej córce, gdy spyta o tatę. Wolę na razie o tym nie myśleć.
Ciekawe co u Lily. Z nią również długo nie kontaktowałam się, ale nie aż tak jak z rodzicami Harrego. Nawet nie wiem czy wie o mojej ciąży, a co dopiero o porodzie. Chciałabym znów ją zobaczyć, wiedzieć, że mam w niej wsparcie, a ona we mnie. Zastanawia mnie jak ona się trzyma. Z tego co wiem Nathan wyszedł cało z tego, więc nie powinna być w tak strasznej rozsypce jak ja. Zresztą Lily jest silniejsza ode mnie, łatwiej jest jen oswoić się z sytuacją lub całkowicie o niej zapomnieć. Zazdroszczę jej tego, też bym chciała taka być. doszłam właśnie do wniosku, że muszę się z nią spotkać. Brakuje mi jej, w ogóle brakuje mi przyjaciół. Wszyscy wokół mnie albo giną albo odsuwają się ode mnie, co mnie bardzo frustruje. Nie wiem co o tym mam sądzić.
________________________________________________________________________
Hejo :* Boże Rose ma dziecko o.O :D Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział i zapraszam na nowego bloga Addiction . Na razie nie ma zbyt wiele, ponieważ tylko prolog i zwiastun, ale za niedługo pojawią się rozdziały, tylko przed tym chciałabym aby FF zdobyło jakiekolwiek zainteresowanie.
Jeśli podoba się prolog - zostaw komentarz :)
Wesołych świąt wszystkim! ♥
Już ponad pół godziny czekam na Rose, martwię się. Czy każdy poród tyle trwa? Zaraz normalnie oszaleje. Chodzę po szpitalnym korytarzu w jedną i drugą stronę z nadzieją, że może choć to mi trochę pomoże. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Przynajmniej teraz już wiem, że nie jestem w tym dobry.
Usiadłem zrezygnowany na małej ławeczce obok sali i nadal czekałem. Nagle mój telefon zadzwonił, gdy spojrzałem na dzwoniącego, nieco się zdziwiłem, ale pomimo tego odebrałem.
- Tak?
- Siema, wiesz może co z Rose? Dzwonie do niej, ale nie odbiera.
- Może wiem. - Odparłem chłodno.
- Powiesz? - Domagał się.
- Po co ci to wiedzieć? Tyle się nie odzywałeś, a teraz nagle wielki Zayn powrócił? Sorry stary, ale nie do mnie z tymi bajami. - Wkurwił mnie. Nie coś żebym się martwił, ale gdyby zginął nie wiedziałbym jak powiedzieć o tym Rose. Ostatnio bardzo dużo przeszła i nie wiem czy poradziłaby sobie z tym. Przynajmniej teraz wiem, że żyje i mogę powiedzieć o tym siostrze, może wtedy choć trochę się uspokoi, bo coś czuję, że już dawno chciała mnie o to zapytać.
- Ej sorry okay? Nie mogłem nic zrobić, oni...
- Co kurwa oni? Jacy oni? Mówiłem już coś na temat tych twoich bajeczek.Co, może powiesz mi jeszcze, że cię porwali, trzymali czy co tam robili! Mam już tego kurwa dość, z tobą nigdy nie można było się normalnie dogadać. Miałeś ją chronić, a nie zaprzyjaźniać się. - Wyrzuciłem wreszcie. Kilka przechodniów zwróciło na mnie uwagę, ale waliło mnie to.
Nastała chwila ciszy. Pewnie nie wiedział co powiedzieć. Nie dziwie się mu.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, gdzie jest Rose?
- W szpitalu.
Odparłem szybko i się rozłączyłem.
Po krótkiej chwili ujrzałem, że drzwi od sali w której znajdowała się Rose, lekko się uchyliły. Wstałem jak poparzony, gdy dostrzegłem dziewczynę siedzącą na wózku a za nią jedną z pielęgniarek. Rose wyglądała na wyczerpaną.Starsza kobieta zwiozła ją pod jej tymczasową salę i pomogła położyć się na łóżku.
- Niemowlę przyprowadzimy, zaraz po jego oczyszczeniu. - Zapewniła miło się uśmiechając i wyszła.Spojrzałem na twarz Rose. Miała lekko przymrużone oczy, co sugerowało zmęczenie. Powinna się przespać, wiele dzisiaj przeszła, ale dobrze, że mamy to już za sobą. Nie wytrzymałbym dłużej tego stresu, że w każdej chwili może urodzić.
- Jak się czujesz? - Spytałem przerywając ciszę. Dziewczyna nawet nie podniosła wzroku na mnie.
- Bywało lepiej. - Odparła beznamiętnie.Uśmiechnąłem się słabo do niej. Współczuje jej, serio. Nic się już więcej nie odezwałem, widziałem że nie ma nawet siły mówić. Czekałem tylko z niecierpliwością na pielęgniarkę, która ma przyprowadzić dziecko. Byłem okropnie ciekawy jak wygląda.
Po około 30 minutach wreszcie starsza kobieta zawitała w sali Rose. Mój wzrok od razu powędrował do "łóżeczka", w którym znajdowała się śliczna córeczka mojej siostry. Z uśmiechem na twarzy spojrzałem na Rose, spała. Dobrze, że usnęła. Należy jej się chwila odpoczynku.
- Gratulacje córeczki. - Powiedziała pielęgniarka, po czym przyjechała wózeczkiem obok śpiącej Rozalii.
- Jestem bratem Rose. - Poprawiłem ją, widać było, że jest zdezorientowana. - ale Dziękuję. - Dokończyłem znów się uśmiechając.-
- Proszę przekazać pani Rozalii, aby nakarmiła niemowlę zaraz po przebudzeniu się. - Poinformowała na co skinąłem tylko głową. Boje się teraz o bezpieczeństwo Rose. To znaczy zawsze się martwiłem, ale w tej chwili do chronienia mam jeszcze jedną osóbkę. Mam nadzieję, że podołam. Zastanawiam się jak to będzie teraz wyglądać... nigdy nie miałem nawet w domu dziecka, a szczególnie tak małego, a co dopiero opiekować się nim. Nie ma ojca małej, więc chce, aby mogła przynajmniej na mnie polegać. Zawsze dziecku jest potrzebna męska ręka. Nawet nie zorientowałem się kiedy kobieta wyszła zostawiając mnie z niemowlęciem. Ciekawe jak Rose da jej na imię..
Podszedłem do niej i dokładnie się przyjrzałem. Kształt twarzy ma po Rose. Właściwie to jedynie tyle mogę w tej chwili dostrzec, gdyż jest cała opatulana w miliony koców i rożek. Trzeba zrobić zakupy rano dla małej Styles. Szkoda, że nie zdążyli się pobrać..mina mi od razu zrzedła gdy o tym pomyślałem. No, ale cóż..mówi się trudno i żyje się dalej.
*Oczami Rose*
Nagle do moich uszu dobiegł okropny dźwięk. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam, przez co miałam chwilowe zawroty głowy, ale szybko mi przeszły. Wstałam chwiejnie i dopiero wtedy zorientowałam się, że obok mnie w malutkim, przenośnym wózeczku znajduje się jedyna osoba dla której mam chęć żyć. Przyjrzałam się jej uważnie i uśmiechnęłam słabo. Nie mam pojęcia jak ja sobie poradzę z tym wszystkim. Nie miałam nawet okazji, ab pomyśleć o tym wszystkim. Mam jednak plan, ale nie wiem czy taki dobry, jeśli sprawy potoczą się tak jak przypuszczam, mój aktualny plan będzie idealny.
Wzięłam najdelikatniej jak tylko mogłam małą na ręce i mocno przytuliłam do siebie. Chyba wyczuła, że to ja bo przestała płakać. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Niemowlę chwyciło mnie lekko za włosy i prawie nie wyczuwalnie pociągnęło za nie. Charakter to ma po mnie. Pomyślałam. Jednakże ona znów zaczęła wydawać z siebie przeróżne dźwięki, na co lekko się skrzywiłam.
Może jest głodna?
Usiadłam wraz z dzieckiem na łóżku i odchyliłam delikatnie moją bluzkę, tak abym mogła ją nakarmić. Córka niemalże od razu zaczęła konsumować pokarm z mojej piersi. na szczęście wiem jak to się robi, gdyż moja mama, jak jeszcze żyła, mówiła mi o takich rzeczach. Często rozmawiałam z nią na przeróżne tematy, czego chwilami bardzo mi brakuje. Nagle usłyszałam ciche chrapnięcie. Zainteresowana odgłosem, obróciłam się z jego źródła. Odetchnęłam z ulgą, gdy zorientowałam się, że obok mnie na stołku śpi Damon. Tak słodko wygląda gdy jest taki spokojny. Chciałabym, aby rodzice nadal żyli. Chciałabym żeby moja córka poznała swoich dziadków. Właściwie to są jeszcze rodzice Harrego, ale nie rozmawiałam z nimi od śmierci ukochanego. Nie wiem nawet co miałabym im powiedzieć. Pewnie oni też by myśleli, że to wszystko moja wina, że to ja jestem winna śmierci ich jedynego syna. Wiem i sama czasem czuje się podle z tymi myślami. Gdy wspomnę sobie ten dzień, a właściwie noc,aż chce mi się płakać. Widzę wszystko tak jakby to było zaledwie wczoraj, a nie ponad rok temu. Ten moment w którym znalazłam ciało Harrego już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jak blizna. Nawet nie wiem co odpowiem mojej córce, gdy spyta o tatę. Wolę na razie o tym nie myśleć.
Ciekawe co u Lily. Z nią również długo nie kontaktowałam się, ale nie aż tak jak z rodzicami Harrego. Nawet nie wiem czy wie o mojej ciąży, a co dopiero o porodzie. Chciałabym znów ją zobaczyć, wiedzieć, że mam w niej wsparcie, a ona we mnie. Zastanawia mnie jak ona się trzyma. Z tego co wiem Nathan wyszedł cało z tego, więc nie powinna być w tak strasznej rozsypce jak ja. Zresztą Lily jest silniejsza ode mnie, łatwiej jest jen oswoić się z sytuacją lub całkowicie o niej zapomnieć. Zazdroszczę jej tego, też bym chciała taka być. doszłam właśnie do wniosku, że muszę się z nią spotkać. Brakuje mi jej, w ogóle brakuje mi przyjaciół. Wszyscy wokół mnie albo giną albo odsuwają się ode mnie, co mnie bardzo frustruje. Nie wiem co o tym mam sądzić.
________________________________________________________________________
Hejo :* Boże Rose ma dziecko o.O :D Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział i zapraszam na nowego bloga Addiction . Na razie nie ma zbyt wiele, ponieważ tylko prolog i zwiastun, ale za niedługo pojawią się rozdziały, tylko przed tym chciałabym aby FF zdobyło jakiekolwiek zainteresowanie.
Jeśli podoba się prolog - zostaw komentarz :)
Wesołych świąt wszystkim! ♥
wtorek, 16 grudnia 2014
63.
2 miesiące później...
Już ponad 60 dni mieszkam u Damona, po Zayn'ie ani śladu. Życie z bratem okazało się całkiem w porządku, choć denerwuję mnie fakt, że musi być wszystko po jego myśli. Najgorsze jest to, że żyje za jego pieniądze , a ja nie cierpię takich sytuacji. Czuję się wtedy, jak dziecko, które nie potrafi o siebie zadbać i potrzebuję opieki kogoś dojrzalszego. Z każdym dniem brzuch daje o sobie znaki, co oznacza , że praktycznie w każdej chwili, mogę urodzić, a tego boję się najbardziej. Aż mnie ciarki przeszły, gdy o tym pomyślałam. Tak dla ścisłości. Nie lękam się bólu jaki przy tym towarzyszy, jestem już na to przygotowana. Mieszkając tyle z Harrym wiele można się nauczyć i równie wiele wytrzymać. Wiem, że jeśli kogoś na prawdę kochasz, zniesiesz każdy ból, nawet ten najgorszy. Czego się, więc boję? O dziecko. Martwię się, że może być chore, np umysłowo, albo co gorsza nie urodzić się. W końcu na początku nawet nie wiedziałam, że jestem w ciąży i właśnie boję się najbardziej. Przeraża mnie fakt, że moje dziecko, na które czekam ponad pół roku, może się w ogóle nie urodzić. Załamałabym się wtedy. Znów zostałabym sama z własnymi problemami. Znów myślałabym o niedorzecznych rozwiązaniach i ruchach w moim jeszcze nie zbyt długim życiu. Dlatego mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
~^~~
- Jak się spało? - Spytał Damon, gdy jak co rano schodziłam na dół na śniadanie.
- Dobrze. A tobie? - Odpowiedziałam uśmiechając się i siadając na przeciwko niego.
- Też okay. - Odwzajemnił uśmiech i wziął pierwszy kęs naleśników, które przygotował. Zrobiłam to samo.
- Jakie plany dziś? - Damon często gdzieś wychodzi, ale stara się to cały czas ograniczać, z czym nie jest mi za dobrze. Nie chce, aby przeze mnie, musiał ciągle zmieniać swoje plany.
- Nie mam żadnych. - Odparł kończąc temat. Brat cały czas boi się , że w każdej chwili mogę urodzić i dlatego taki jest.
Po skończonym śniadaniu zaczęliśmy oglądać film, który wybrał Damon. Martwię się co jest z Zayn'em, ale nigdy nie odważyłam się spytać o to brata. Boję się negatywnej odpowiedzi, a i taka może paść z jest ust. Wolę żyć nadzieją i dobrymi myślami.
Obejrzeliśmy film pt " V jak Vendetta" (polecam). Ku mojemu zdziwieniu spodobał mi się, choć jest to film głównie polegający na zabijaniu, a ja nie przepadam za takimi. Zbyt bardzo przypominają moje dotychczasowe życie.
- I jak pobadał ci się? - Spytał mnie chłopak, gdy na ekranie pokazały się same napisy.
- Tak, bardzo wciągający. - Skomentowałam szczerze. - Choć ja na miejscy tej dziewczyny, próbowałabym jakoś uciec od niego, nie pogodziłabym się z tym tak łatwo. W końcu on ją poniekąd porwał.
- Rose... oni byli pod ziemią. - Zwrócił uwagę, lekko rozbawiony. - Jak byś uciekła stamtąd?
- Nie wiem. Jakoś bym znalazła sposób. - Odparłam zmieszana.
Damon już się nie odezwał, nie chciał mnie pewnie jeszcze bardziej pogrążać.
Dzisiejszy dzień spędziliśmy cały na oglądaniu przeróżnych filmów. Począwszy od filmu akcji, skoczywszy na romantycznych. Nim się obejrzeliśmy, na dworze zrobiło się już ciemno. Wiosna w tym roku jakoś się nie spieszy. Jest już kwiecień, a po niej ani śladu. Jedynie śnieg lekko stopniał, ale nadal nie całkiem.
- Choć. - Nagle odezwał się Damon. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Gdzie?
- Do kuchni, zrobimy kolacje. - Odpowiedział i zniknął za ścianą. Wstałam z kanapy, lekko trzęsąc się, gdy zrzuciłam z siebie ciepły koc i poszłam za bratem.
- Postanowiłaś jednak dołączyć. - Stwierdził uśmiechając się.
- Taa. I tak nie mam nic lepszego do roboty. - Odparłam lekko zmęczona, ale nie dałam tego po sobie poznać.- No to co robimy na tą kolacje?
- Nie wiem. Na co masz ochotę?
- Nie wiem.
Obydwoje w tym momencie zaśmialiśmy się, z naszej wymiany zdań. W ostateczności postanowiliśmy zrobić makaronowa zapiekankę. Kucharze z nas kiepscy, ale zabawy w tym było pełno.
- Daaaamon. Ty wiesz ile to ma kalorii? I jeszcze na noc? - Narzekałam, choć w głębi duszy miałam ogromną ochotę, aby ją zjeść.
- To był twój wybór. - Zauważył śmiejąc się. To prawda, ale lubię czasem ponarzekać, a przy Damonie nie mam na co.
- No wiem... - Powiedziałam cicho, po czym zerknęłam do piekarnika czy już będzie gotowa.
Po skończonej kolacji, rozeszliśmy się do swoich pokoi życząc sobie dobrej nocy. Przy jedzeniu w pewnym momencie nie najlepiej się poczułam, ale nie powiedziałam nic bratu. Jeszcze by się niepotrzebnie martwił, a to tylko skurcze. Ostatnio ciągle je mam i z każdym dniem stają się coraz mocniejsze. Doktor wspominał mi coś o tym, jak byłam ostatnio na kontroli, więc nie przejmowałam się tym. Wzięłam tabletki, które również mi przepisał, w razie gdyby bóle nie ustępowały, po czym położyłam się spać z nadzieją, że choć na chwilę usnę, a to zmniejszy mój ból.
Przez około godzinę wierciłam się na łóżku, siłując się z silnymi skurczami. Nic nie pomagało, ani tabletki, ani odpoczynek. Kompletnie nic, nie wiedziałam co mam robić, więc poddałam się i zawołałam brata.
- Damon... - Powiedziałam z nadzieją, że mnie usłyszy. W końcu jego pokój był na przeciwko mojego, ale jednak to było za mało. Musiałam zawołać go głośniej, ale w tym przeszkadzał mi ten okropny ból.
- Damon! - Krzyknęłam nagle biorąc się w garść. Nadal nic. Krzyknęłam drugi raz w tej samej tonacji, ale również nie usłyszałam żadnej reakcji.
Dopiero po krótkiej chwili wparował do mojego pokoju jak błyskawica, nie wiedząc co się dzieje.
- Rose? Co jest !? - Spytał, gdy zauważył, że praktycznie płaczę z bólu.
- T-to skurcze. - Powiedziałam cicho, gdy usiadł obok mnie na łóżku. Dotknął mojego czoła, po czym szybko wziął rękę.
- Boże, Rose. Jesteś rozpalona. Dzwonie po karetkę. - Oświadczył szybko wstając i wyciągając komórkę z kieszeni.Chciałam go zatrzymać przed tym, ale jednak wole aby ktoś, kto sie na tym zna mi pomógł, niż żebym zwijała się z bólu.
Damon odszedł na chwile na bok, aby wykonać telefon. Cały czas patrzyłam na niego, gdy rozmawia z ratownikami medycznymi. Mam tylko nadzieję, że się pospieszą.
- Już jadą, spokojnie Rose. Wytrzymasz, jesteś silna, nie takie piekło już przeszłaś. - Pocieszał mnie, trzymając cały czas za dłoń i masując jej zewnętrzną stronę, co mnie trochę uspokoiło. - Nie myśl o tym. Wyobraź sobie, coś miłego, coś co chciałabyś aby się spełniło. - Kontynuował, proponując. Posłuchałam go i wyobraziłam sobie, że jestem już z powrotem w domu z moim maluchem i nie mogę się napatrzeć na moją prześliczną córeczkę. Bóle nieco ustąpiły, ale nadal je czułam bardzo dobrze. Nagle usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk pogotowia, na co się ucieszyłam.
- Wreszcie. - Powiedziałam pod nosem, ale Damon to usłyszał i lekko się rozluźnił. Był bardzo spięty oraz zdenerwowany. Nie wiedział co może zrobić, abym tak nie cierpiała. Jestem mu bardzo wdzięczna, że był ze mną przez ten czas. Przy tak dużym bólu, nie potrafię racjonalnie myśleć, więc pewnie do tej pory leżałabym zwijając się z cierpienia.
Lekarze zabrali mnie na nosze delikatnie, po czym wpakowali do pojazdu, pozwalając Damonowi jechać ze mną. Wyjaśnił, że jest moim bratem i musi być przy mnie. Cieszę się, że to zrobił, że jest tu ze mną i nadal trzyma mnie pewnie za dłoń. Dobrze jest czuć go blisko.
Po około 10 minutach byliśmy już pod szpitalem, a ja dziękowałam Bogu, że tak szybko. Lekarze wyciągnęli mnie z karetki i popchali nosze w stronę windy. Damon szedł tuż za nimi, aż po samą salę, lecz wtedy doktor zabronił mu tam wejść i powiedział, że da mu znać jak będzie już po wszystkim. Brat zgodził się, bo wiedział, że i tak nic nie wskóra. Bałam się zostać sama z tymi lekarzami. Kto mnie teraz przytrzyma za dłoń?
- Jest pani w ciąży? - Spytał mnie nagle jeden z obecnych. Przytaknęłam lekko, nie będąc w stanie zbytnio mówić. Skurcze były tak mocne, że nie dałam rady normalnie funkcjonować. Mężczyzna głośno wypuścił powietrze z płuc, po czym znów się odezwał - Który miesiąc? -Wzdrygnęłam się na odpowiedź.
- dziewiąty. - Odparłam zamykając oczy, starając się nie myśleć o bólu, tylko tak jak to Damon powiedział, o miłych dla mnie chwilach.
- To wszystko wyjaśnia. - Westchnął nagle, a ja nadal nic nie rozumiałam. Nie wiem czy to przez mój stan w jakim się znajduję, czy po prostu jestem taka tempa. Doktor chwycił za róg łóżka, po czym szybkim ruchem popchał je w stronę drzwi od sali.
- Ale co wyjaśnia? O co chodzi? - Spytałam zdezorientowana.
- Rodzi pani. - Powiedział jakby to było oczywiste, a mnie zabrakło powietrza.
__________________________________________________________________________
Uuuu no to się podziało :D Chciałam was tylko poinformować, że jeszcze w tym tygodniu napiszę prolog nowego bloga i jeśli wszystko pójdzie jak należy stworzę kolejnego bloga :)
Mogę jedynie powiedzieć, że będzie o Liamie - ponieważ jeszcze nigdy o nim nie pisałam, zresztą gdyby na to popatrzeć to mało jest o nim blogów :) Mam nadzieję, że ktoś będzie go czytał z was ;c
Już ponad 60 dni mieszkam u Damona, po Zayn'ie ani śladu. Życie z bratem okazało się całkiem w porządku, choć denerwuję mnie fakt, że musi być wszystko po jego myśli. Najgorsze jest to, że żyje za jego pieniądze , a ja nie cierpię takich sytuacji. Czuję się wtedy, jak dziecko, które nie potrafi o siebie zadbać i potrzebuję opieki kogoś dojrzalszego. Z każdym dniem brzuch daje o sobie znaki, co oznacza , że praktycznie w każdej chwili, mogę urodzić, a tego boję się najbardziej. Aż mnie ciarki przeszły, gdy o tym pomyślałam. Tak dla ścisłości. Nie lękam się bólu jaki przy tym towarzyszy, jestem już na to przygotowana. Mieszkając tyle z Harrym wiele można się nauczyć i równie wiele wytrzymać. Wiem, że jeśli kogoś na prawdę kochasz, zniesiesz każdy ból, nawet ten najgorszy. Czego się, więc boję? O dziecko. Martwię się, że może być chore, np umysłowo, albo co gorsza nie urodzić się. W końcu na początku nawet nie wiedziałam, że jestem w ciąży i właśnie boję się najbardziej. Przeraża mnie fakt, że moje dziecko, na które czekam ponad pół roku, może się w ogóle nie urodzić. Załamałabym się wtedy. Znów zostałabym sama z własnymi problemami. Znów myślałabym o niedorzecznych rozwiązaniach i ruchach w moim jeszcze nie zbyt długim życiu. Dlatego mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
~^~~
- Jak się spało? - Spytał Damon, gdy jak co rano schodziłam na dół na śniadanie.
- Dobrze. A tobie? - Odpowiedziałam uśmiechając się i siadając na przeciwko niego.
- Też okay. - Odwzajemnił uśmiech i wziął pierwszy kęs naleśników, które przygotował. Zrobiłam to samo.
- Jakie plany dziś? - Damon często gdzieś wychodzi, ale stara się to cały czas ograniczać, z czym nie jest mi za dobrze. Nie chce, aby przeze mnie, musiał ciągle zmieniać swoje plany.
- Nie mam żadnych. - Odparł kończąc temat. Brat cały czas boi się , że w każdej chwili mogę urodzić i dlatego taki jest.
Po skończonym śniadaniu zaczęliśmy oglądać film, który wybrał Damon. Martwię się co jest z Zayn'em, ale nigdy nie odważyłam się spytać o to brata. Boję się negatywnej odpowiedzi, a i taka może paść z jest ust. Wolę żyć nadzieją i dobrymi myślami.
Obejrzeliśmy film pt " V jak Vendetta" (polecam). Ku mojemu zdziwieniu spodobał mi się, choć jest to film głównie polegający na zabijaniu, a ja nie przepadam za takimi. Zbyt bardzo przypominają moje dotychczasowe życie.
- I jak pobadał ci się? - Spytał mnie chłopak, gdy na ekranie pokazały się same napisy.
- Tak, bardzo wciągający. - Skomentowałam szczerze. - Choć ja na miejscy tej dziewczyny, próbowałabym jakoś uciec od niego, nie pogodziłabym się z tym tak łatwo. W końcu on ją poniekąd porwał.
- Rose... oni byli pod ziemią. - Zwrócił uwagę, lekko rozbawiony. - Jak byś uciekła stamtąd?
- Nie wiem. Jakoś bym znalazła sposób. - Odparłam zmieszana.
Damon już się nie odezwał, nie chciał mnie pewnie jeszcze bardziej pogrążać.
Dzisiejszy dzień spędziliśmy cały na oglądaniu przeróżnych filmów. Począwszy od filmu akcji, skoczywszy na romantycznych. Nim się obejrzeliśmy, na dworze zrobiło się już ciemno. Wiosna w tym roku jakoś się nie spieszy. Jest już kwiecień, a po niej ani śladu. Jedynie śnieg lekko stopniał, ale nadal nie całkiem.
- Choć. - Nagle odezwał się Damon. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Gdzie?
- Do kuchni, zrobimy kolacje. - Odpowiedział i zniknął za ścianą. Wstałam z kanapy, lekko trzęsąc się, gdy zrzuciłam z siebie ciepły koc i poszłam za bratem.
- Postanowiłaś jednak dołączyć. - Stwierdził uśmiechając się.
- Taa. I tak nie mam nic lepszego do roboty. - Odparłam lekko zmęczona, ale nie dałam tego po sobie poznać.- No to co robimy na tą kolacje?
- Nie wiem. Na co masz ochotę?
- Nie wiem.
Obydwoje w tym momencie zaśmialiśmy się, z naszej wymiany zdań. W ostateczności postanowiliśmy zrobić makaronowa zapiekankę. Kucharze z nas kiepscy, ale zabawy w tym było pełno.
- Daaaamon. Ty wiesz ile to ma kalorii? I jeszcze na noc? - Narzekałam, choć w głębi duszy miałam ogromną ochotę, aby ją zjeść.
- To był twój wybór. - Zauważył śmiejąc się. To prawda, ale lubię czasem ponarzekać, a przy Damonie nie mam na co.
- No wiem... - Powiedziałam cicho, po czym zerknęłam do piekarnika czy już będzie gotowa.
Po skończonej kolacji, rozeszliśmy się do swoich pokoi życząc sobie dobrej nocy. Przy jedzeniu w pewnym momencie nie najlepiej się poczułam, ale nie powiedziałam nic bratu. Jeszcze by się niepotrzebnie martwił, a to tylko skurcze. Ostatnio ciągle je mam i z każdym dniem stają się coraz mocniejsze. Doktor wspominał mi coś o tym, jak byłam ostatnio na kontroli, więc nie przejmowałam się tym. Wzięłam tabletki, które również mi przepisał, w razie gdyby bóle nie ustępowały, po czym położyłam się spać z nadzieją, że choć na chwilę usnę, a to zmniejszy mój ból.
Przez około godzinę wierciłam się na łóżku, siłując się z silnymi skurczami. Nic nie pomagało, ani tabletki, ani odpoczynek. Kompletnie nic, nie wiedziałam co mam robić, więc poddałam się i zawołałam brata.
- Damon... - Powiedziałam z nadzieją, że mnie usłyszy. W końcu jego pokój był na przeciwko mojego, ale jednak to było za mało. Musiałam zawołać go głośniej, ale w tym przeszkadzał mi ten okropny ból.
- Damon! - Krzyknęłam nagle biorąc się w garść. Nadal nic. Krzyknęłam drugi raz w tej samej tonacji, ale również nie usłyszałam żadnej reakcji.
Dopiero po krótkiej chwili wparował do mojego pokoju jak błyskawica, nie wiedząc co się dzieje.
- Rose? Co jest !? - Spytał, gdy zauważył, że praktycznie płaczę z bólu.
- T-to skurcze. - Powiedziałam cicho, gdy usiadł obok mnie na łóżku. Dotknął mojego czoła, po czym szybko wziął rękę.
- Boże, Rose. Jesteś rozpalona. Dzwonie po karetkę. - Oświadczył szybko wstając i wyciągając komórkę z kieszeni.Chciałam go zatrzymać przed tym, ale jednak wole aby ktoś, kto sie na tym zna mi pomógł, niż żebym zwijała się z bólu.
Damon odszedł na chwile na bok, aby wykonać telefon. Cały czas patrzyłam na niego, gdy rozmawia z ratownikami medycznymi. Mam tylko nadzieję, że się pospieszą.
- Już jadą, spokojnie Rose. Wytrzymasz, jesteś silna, nie takie piekło już przeszłaś. - Pocieszał mnie, trzymając cały czas za dłoń i masując jej zewnętrzną stronę, co mnie trochę uspokoiło. - Nie myśl o tym. Wyobraź sobie, coś miłego, coś co chciałabyś aby się spełniło. - Kontynuował, proponując. Posłuchałam go i wyobraziłam sobie, że jestem już z powrotem w domu z moim maluchem i nie mogę się napatrzeć na moją prześliczną córeczkę. Bóle nieco ustąpiły, ale nadal je czułam bardzo dobrze. Nagle usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk pogotowia, na co się ucieszyłam.
- Wreszcie. - Powiedziałam pod nosem, ale Damon to usłyszał i lekko się rozluźnił. Był bardzo spięty oraz zdenerwowany. Nie wiedział co może zrobić, abym tak nie cierpiała. Jestem mu bardzo wdzięczna, że był ze mną przez ten czas. Przy tak dużym bólu, nie potrafię racjonalnie myśleć, więc pewnie do tej pory leżałabym zwijając się z cierpienia.
Lekarze zabrali mnie na nosze delikatnie, po czym wpakowali do pojazdu, pozwalając Damonowi jechać ze mną. Wyjaśnił, że jest moim bratem i musi być przy mnie. Cieszę się, że to zrobił, że jest tu ze mną i nadal trzyma mnie pewnie za dłoń. Dobrze jest czuć go blisko.
Po około 10 minutach byliśmy już pod szpitalem, a ja dziękowałam Bogu, że tak szybko. Lekarze wyciągnęli mnie z karetki i popchali nosze w stronę windy. Damon szedł tuż za nimi, aż po samą salę, lecz wtedy doktor zabronił mu tam wejść i powiedział, że da mu znać jak będzie już po wszystkim. Brat zgodził się, bo wiedział, że i tak nic nie wskóra. Bałam się zostać sama z tymi lekarzami. Kto mnie teraz przytrzyma za dłoń?
- Jest pani w ciąży? - Spytał mnie nagle jeden z obecnych. Przytaknęłam lekko, nie będąc w stanie zbytnio mówić. Skurcze były tak mocne, że nie dałam rady normalnie funkcjonować. Mężczyzna głośno wypuścił powietrze z płuc, po czym znów się odezwał - Który miesiąc? -Wzdrygnęłam się na odpowiedź.
- dziewiąty. - Odparłam zamykając oczy, starając się nie myśleć o bólu, tylko tak jak to Damon powiedział, o miłych dla mnie chwilach.
- To wszystko wyjaśnia. - Westchnął nagle, a ja nadal nic nie rozumiałam. Nie wiem czy to przez mój stan w jakim się znajduję, czy po prostu jestem taka tempa. Doktor chwycił za róg łóżka, po czym szybkim ruchem popchał je w stronę drzwi od sali.
- Ale co wyjaśnia? O co chodzi? - Spytałam zdezorientowana.
- Rodzi pani. - Powiedział jakby to było oczywiste, a mnie zabrakło powietrza.
__________________________________________________________________________
Uuuu no to się podziało :D Chciałam was tylko poinformować, że jeszcze w tym tygodniu napiszę prolog nowego bloga i jeśli wszystko pójdzie jak należy stworzę kolejnego bloga :)
Mogę jedynie powiedzieć, że będzie o Liamie - ponieważ jeszcze nigdy o nim nie pisałam, zresztą gdyby na to popatrzeć to mało jest o nim blogów :) Mam nadzieję, że ktoś będzie go czytał z was ;c
sobota, 6 grudnia 2014
62.
- No bo ja... - zaczęłam, ale właściwie nie wiedziałam co, ani jak mu to powiedzieć. Damon zwolnił nieco i spojrzał na mnie wyczekująco. Wzięłam się w końcu w garść i ujrzałam z siebie.
- Jestem w ciąży. - Brat aż otworzył usta ze zdziwiona, ale przynajmniej nie był zły.
- Co? - Zdołał wypowiedź jedynie to słowo z niedowierzanie.
- No... tak jakoś wyszło. - Powiedź chowając twarz w dłoniach. Damon nagle zatrzymał samochód, a mnie aż pociągnęło do przodu z nagłości jego ruchu.
- Jak to kurwa nie wiesz!? - Wybuchł. Wiedziałam, że tak się stanie. Damon już taki po prostu jest. Jeśli coś nie idzie po jego myśli, wkurwia się i to mocno.
- Mogę ci to łatwo rozjaśnić: pieprzyłaś się z kimś, pewnie z "tęsknoty" za Harrym, a teraz kurwa jesteś w ciąży. Jak można być aż taką idiotką! - Zabolało. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Czułam się jak kompletna kretynka i według niego, nią właśnie jestem. Szkoda tylko, że on nawet nie zna całej prawdy.
- Damon to nie...
- Zamknij się. - Krzyknął zaciskając dłonie w pięści - Ty już zbyt dużo narobiłaś. - Nie wiem czy w ogóle warto się odzywać, gdy on jest w takim humorze.
- Czy ty kurwa jesteś serio taki jebnięty!? Ty nawet.... - Nie zdążyłam dokończyć, gdy poczułam mocny ucisk na moich ramionach.
- Ała. - Wymknęło mi się. Spuściłam głowę ze łzami w oczach. Damon cały czas utrzymywał wzrok na poziomie mojej głowy. Nawet nie wiem czy zdaje sobie sprawę, że przyprawia mi ból.
- Damon... - Zachłysnęłam się łzami. - Mógłbyś mnie puścić..?
Dopiero teraz odważyłam się na niego spojrzeć. Damon gdy zobaczył łzy w moich oczach tak, jakby ocknął się i mnie szybko puścił, mówiąc:
- Przepraszam. Poniosło mnie. - Nic się nie odezwałam. Ze spuszczoną głową jechałam resztę drogi. W samochodzie panowała zupełna cisza, aż do momentu, gdy zatrzymaliśmy się. Było dosyć ciemno, więc nie wiele byłam w stanie dostrzec. Wysiadłam sama z samochodu, nim bat zdążył otworzyć mi drzwi . Jestem zła, a nawet przykro mi przez niego. Zraniły mnie jego słowa i nie mam zamiaru o tym tak zapomnieć. Nienawidzę gdy ktoś mnie tak traktuję. Harry taki był na początku naszej znajomości, ale potem się zmienił... dla mnie.
Mój własny brat zachowuje się jak on. A co dziwne, nie lubili się. Harry miał specyficzny charakter i czasem sama nie dawałam sobie z nim rady, ale pomimo tego, bardzo go kocham....
- Gdzie jesteśmy? - Spytałam oschle gdy podeszłam do brata. Ten tylko wzruszył ramionami
- U mnie. - Odpowiedział tym samym tonem co ja. No tak. Zawsze gdy się denerwuję jest mi cholernie zimno i tym razem również tak jest. Praktycznie cała trzęsłam się z zimna. Co było przyczyną? Zayn. Nie mam pojęcia co z nim i to mnie bardzo martwi. Weszłam od razu za Damonem do środka i zdjęłam buty, no bo w sumie nic więcej nie miałam na sobie. Nawet nie wzięłam kurtki w tym pośpiechu.
- Coś ty taka niemrawa?
Zwrócił się do mnie, Damon.
- A co może mam skakać ze szczęścia? - Spytałam z ironią. Denerwuje mnie to już. Zbyt wiele się dzieje w moim życiu, aby być spokojnym. Boje się, że te moje nerwy, mogą zaszkodzić dziecku. Brat nagle podszedł do mnie i mnie przytulił, co mnie mega zdziwiło. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, ale ten nic sobie z tego nie robił.
- Wiem, że jest ci ciężko, a ja zachowuje się jak totalna świnia. Masz prawo być na mnie zła, ale wiedz, że to wszystko robiłem dla ciebie.
- Jak to dla mnie? - Spytałam nie rozumiejąc.
- Nie dawałem żadnego znaku od siebie, tylko dlatego żeby cię chronić. Poprosiłem.... a raczej przekupiłem Zayn'a. aby miał na ciebie oko. - Powiedział, a mi jakoś głupio się zrobiło. To była tylko jego praca.... myślałam, że serio mnie lubi i chciał mi pomóc. No, ale w sumie czego mogłam się spodziewać.
- A czemu ty mnie nie odwiedziłeś? Nie pisałeś, nie dzwoniłeś...
- Widzisz co się stało, gdy tylko to zrobiłem. Oni na ciebie polują,zrozum. Znają mnie, widzą że jesteśmy blisko i dlatego obserwują mnie. Nie chciałem, aby wpadli na twój trop.
- A jednak to zrobili. - Stwierdziłam z żalem.
- Tak, wiem. I dlatego teraz zamieszkasz ze mną dla bezpieczeństwa i jeszcze teraz gdy jesteś w ciąży. Musisz bardziej o siebie dbać. Nie przemęczać się, nie stresować, wysypiać, dużo i zdrowo jeść...
- Okay, rozumiem. - Przerwałam mu ten denny monolog.
- Zgoda? - Spytał po chwili. Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi i w sumie już nie byłam na niego tak zła, gdy wszystko mi wyjaśnił.
- Zgoda. - Powtórzyłam z lekkim uśmiechem.
Usiedliśmy w salonie. Damon stwierdził, że jestem zbyt zdenerwowana, więc poszedł zrobić mi herbatę ziołową.
Jeszcze chwile tak siedzieliśmy, ale nie długo, ponieważ byłam zmęczona już tym wszystkim. To nie na moje nerwy, zresztą Damon również był wykończony. Nadal nie wiem co jest z Zayn'em i to mnie bardzo martwi, nawet jeżeli okazał się zwykłym dupkiem. Nie chcę już stracić nikogo bliskiego.
__________________________________
Komentarze bardzo motywują :)
Od wtorku piszę próbne testy (3gim), muszę się przygotować choć trochę (xD), więc nie wiem czy dodam w ciągu tygodnia nowy rozdział :-( :D ♥
- Jestem w ciąży. - Brat aż otworzył usta ze zdziwiona, ale przynajmniej nie był zły.
- Co? - Zdołał wypowiedź jedynie to słowo z niedowierzanie.
- No... tak jakoś wyszło. - Powiedź chowając twarz w dłoniach. Damon nagle zatrzymał samochód, a mnie aż pociągnęło do przodu z nagłości jego ruchu.
- Jak to kurwa nie wiesz!? - Wybuchł. Wiedziałam, że tak się stanie. Damon już taki po prostu jest. Jeśli coś nie idzie po jego myśli, wkurwia się i to mocno.
- Mogę ci to łatwo rozjaśnić: pieprzyłaś się z kimś, pewnie z "tęsknoty" za Harrym, a teraz kurwa jesteś w ciąży. Jak można być aż taką idiotką! - Zabolało. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Czułam się jak kompletna kretynka i według niego, nią właśnie jestem. Szkoda tylko, że on nawet nie zna całej prawdy.
- Damon to nie...
- Zamknij się. - Krzyknął zaciskając dłonie w pięści - Ty już zbyt dużo narobiłaś. - Nie wiem czy w ogóle warto się odzywać, gdy on jest w takim humorze.
- Czy ty kurwa jesteś serio taki jebnięty!? Ty nawet.... - Nie zdążyłam dokończyć, gdy poczułam mocny ucisk na moich ramionach.
- Ała. - Wymknęło mi się. Spuściłam głowę ze łzami w oczach. Damon cały czas utrzymywał wzrok na poziomie mojej głowy. Nawet nie wiem czy zdaje sobie sprawę, że przyprawia mi ból.
- Damon... - Zachłysnęłam się łzami. - Mógłbyś mnie puścić..?
Dopiero teraz odważyłam się na niego spojrzeć. Damon gdy zobaczył łzy w moich oczach tak, jakby ocknął się i mnie szybko puścił, mówiąc:
- Przepraszam. Poniosło mnie. - Nic się nie odezwałam. Ze spuszczoną głową jechałam resztę drogi. W samochodzie panowała zupełna cisza, aż do momentu, gdy zatrzymaliśmy się. Było dosyć ciemno, więc nie wiele byłam w stanie dostrzec. Wysiadłam sama z samochodu, nim bat zdążył otworzyć mi drzwi . Jestem zła, a nawet przykro mi przez niego. Zraniły mnie jego słowa i nie mam zamiaru o tym tak zapomnieć. Nienawidzę gdy ktoś mnie tak traktuję. Harry taki był na początku naszej znajomości, ale potem się zmienił... dla mnie.
Mój własny brat zachowuje się jak on. A co dziwne, nie lubili się. Harry miał specyficzny charakter i czasem sama nie dawałam sobie z nim rady, ale pomimo tego, bardzo go kocham....
- Gdzie jesteśmy? - Spytałam oschle gdy podeszłam do brata. Ten tylko wzruszył ramionami
- U mnie. - Odpowiedział tym samym tonem co ja. No tak. Zawsze gdy się denerwuję jest mi cholernie zimno i tym razem również tak jest. Praktycznie cała trzęsłam się z zimna. Co było przyczyną? Zayn. Nie mam pojęcia co z nim i to mnie bardzo martwi. Weszłam od razu za Damonem do środka i zdjęłam buty, no bo w sumie nic więcej nie miałam na sobie. Nawet nie wzięłam kurtki w tym pośpiechu.
- Coś ty taka niemrawa?
Zwrócił się do mnie, Damon.
- A co może mam skakać ze szczęścia? - Spytałam z ironią. Denerwuje mnie to już. Zbyt wiele się dzieje w moim życiu, aby być spokojnym. Boje się, że te moje nerwy, mogą zaszkodzić dziecku. Brat nagle podszedł do mnie i mnie przytulił, co mnie mega zdziwiło. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, ale ten nic sobie z tego nie robił.
- Wiem, że jest ci ciężko, a ja zachowuje się jak totalna świnia. Masz prawo być na mnie zła, ale wiedz, że to wszystko robiłem dla ciebie.
- Jak to dla mnie? - Spytałam nie rozumiejąc.
- Nie dawałem żadnego znaku od siebie, tylko dlatego żeby cię chronić. Poprosiłem.... a raczej przekupiłem Zayn'a. aby miał na ciebie oko. - Powiedział, a mi jakoś głupio się zrobiło. To była tylko jego praca.... myślałam, że serio mnie lubi i chciał mi pomóc. No, ale w sumie czego mogłam się spodziewać.
- A czemu ty mnie nie odwiedziłeś? Nie pisałeś, nie dzwoniłeś...
- Widzisz co się stało, gdy tylko to zrobiłem. Oni na ciebie polują,zrozum. Znają mnie, widzą że jesteśmy blisko i dlatego obserwują mnie. Nie chciałem, aby wpadli na twój trop.
- A jednak to zrobili. - Stwierdziłam z żalem.
- Tak, wiem. I dlatego teraz zamieszkasz ze mną dla bezpieczeństwa i jeszcze teraz gdy jesteś w ciąży. Musisz bardziej o siebie dbać. Nie przemęczać się, nie stresować, wysypiać, dużo i zdrowo jeść...
- Okay, rozumiem. - Przerwałam mu ten denny monolog.
- Zgoda? - Spytał po chwili. Dobrze wiedziałam, o co mu chodzi i w sumie już nie byłam na niego tak zła, gdy wszystko mi wyjaśnił.
- Zgoda. - Powtórzyłam z lekkim uśmiechem.
Usiedliśmy w salonie. Damon stwierdził, że jestem zbyt zdenerwowana, więc poszedł zrobić mi herbatę ziołową.
Jeszcze chwile tak siedzieliśmy, ale nie długo, ponieważ byłam zmęczona już tym wszystkim. To nie na moje nerwy, zresztą Damon również był wykończony. Nadal nie wiem co jest z Zayn'em i to mnie bardzo martwi, nawet jeżeli okazał się zwykłym dupkiem. Nie chcę już stracić nikogo bliskiego.
__________________________________
Komentarze bardzo motywują :)
Od wtorku piszę próbne testy (3gim), muszę się przygotować choć trochę (xD), więc nie wiem czy dodam w ciągu tygodnia nowy rozdział :-( :D ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)