*Oczami Damon'a*
Już ponad pół godziny czekam na Rose, martwię się. Czy każdy poród tyle trwa? Zaraz normalnie oszaleje. Chodzę po szpitalnym korytarzu w jedną i drugą stronę z nadzieją, że może choć to mi trochę pomoże. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji. Przynajmniej teraz już wiem, że nie jestem w tym dobry.
Usiadłem zrezygnowany na małej ławeczce obok sali i nadal czekałem. Nagle mój telefon zadzwonił, gdy spojrzałem na dzwoniącego, nieco się zdziwiłem, ale pomimo tego odebrałem.
- Tak?
- Siema, wiesz może co z Rose? Dzwonie do niej, ale nie odbiera.
- Może wiem. - Odparłem chłodno.
- Powiesz? - Domagał się.
- Po co ci to wiedzieć? Tyle się nie odzywałeś, a teraz nagle wielki Zayn powrócił? Sorry stary, ale nie do mnie z tymi bajami. - Wkurwił mnie. Nie coś żebym się martwił, ale gdyby zginął nie wiedziałbym jak powiedzieć o tym Rose. Ostatnio bardzo dużo przeszła i nie wiem czy poradziłaby sobie z tym. Przynajmniej teraz wiem, że żyje i mogę powiedzieć o tym siostrze, może wtedy choć trochę się uspokoi, bo coś czuję, że już dawno chciała mnie o to zapytać.
- Ej sorry okay? Nie mogłem nic zrobić, oni...
- Co kurwa oni? Jacy oni? Mówiłem już coś na temat tych twoich bajeczek.Co, może powiesz mi jeszcze, że cię porwali, trzymali czy co tam robili! Mam już tego kurwa dość, z tobą nigdy nie można było się normalnie dogadać. Miałeś ją chronić, a nie zaprzyjaźniać się. - Wyrzuciłem wreszcie. Kilka przechodniów zwróciło na mnie uwagę, ale waliło mnie to.
Nastała chwila ciszy. Pewnie nie wiedział co powiedzieć. Nie dziwie się mu.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, gdzie jest Rose?
- W szpitalu.
Odparłem szybko i się rozłączyłem.
Po krótkiej chwili ujrzałem, że drzwi od sali w której znajdowała się Rose, lekko się uchyliły. Wstałem jak poparzony, gdy dostrzegłem dziewczynę siedzącą na wózku a za nią jedną z pielęgniarek. Rose wyglądała na wyczerpaną.Starsza kobieta zwiozła ją pod jej tymczasową salę i pomogła położyć się na łóżku.
- Niemowlę przyprowadzimy, zaraz po jego oczyszczeniu. - Zapewniła miło się uśmiechając i wyszła.Spojrzałem na twarz Rose. Miała lekko przymrużone oczy, co sugerowało zmęczenie. Powinna się przespać, wiele dzisiaj przeszła, ale dobrze, że mamy to już za sobą. Nie wytrzymałbym dłużej tego stresu, że w każdej chwili może urodzić.
- Jak się czujesz? - Spytałem przerywając ciszę. Dziewczyna nawet nie podniosła wzroku na mnie.
- Bywało lepiej. - Odparła beznamiętnie.Uśmiechnąłem się słabo do niej. Współczuje jej, serio. Nic się już więcej nie odezwałem, widziałem że nie ma nawet siły mówić. Czekałem tylko z niecierpliwością na pielęgniarkę, która ma przyprowadzić dziecko. Byłem okropnie ciekawy jak wygląda.
Po około 30 minutach wreszcie starsza kobieta zawitała w sali Rose. Mój wzrok od razu powędrował do "łóżeczka", w którym znajdowała się śliczna córeczka mojej siostry. Z uśmiechem na twarzy spojrzałem na Rose, spała. Dobrze, że usnęła. Należy jej się chwila odpoczynku.
- Gratulacje córeczki. - Powiedziała pielęgniarka, po czym przyjechała wózeczkiem obok śpiącej Rozalii.
- Jestem bratem Rose. - Poprawiłem ją, widać było, że jest zdezorientowana. - ale Dziękuję. - Dokończyłem znów się uśmiechając.-
- Proszę przekazać pani Rozalii, aby nakarmiła niemowlę zaraz po przebudzeniu się. - Poinformowała na co skinąłem tylko głową. Boje się teraz o bezpieczeństwo Rose. To znaczy zawsze się martwiłem, ale w tej chwili do chronienia mam jeszcze jedną osóbkę. Mam nadzieję, że podołam. Zastanawiam się jak to będzie teraz wyglądać... nigdy nie miałem nawet w domu dziecka, a szczególnie tak małego, a co dopiero opiekować się nim. Nie ma ojca małej, więc chce, aby mogła przynajmniej na mnie polegać. Zawsze dziecku jest potrzebna męska ręka. Nawet nie zorientowałem się kiedy kobieta wyszła zostawiając mnie z niemowlęciem. Ciekawe jak Rose da jej na imię..
Podszedłem do niej i dokładnie się przyjrzałem. Kształt twarzy ma po Rose. Właściwie to jedynie tyle mogę w tej chwili dostrzec, gdyż jest cała opatulana w miliony koców i rożek. Trzeba zrobić zakupy rano dla małej Styles. Szkoda, że nie zdążyli się pobrać..mina mi od razu zrzedła gdy o tym pomyślałem. No, ale cóż..mówi się trudno i żyje się dalej.
*Oczami Rose*
Nagle do moich uszu dobiegł okropny dźwięk. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam, przez co miałam chwilowe zawroty głowy, ale szybko mi przeszły. Wstałam chwiejnie i dopiero wtedy zorientowałam się, że obok mnie w malutkim, przenośnym wózeczku znajduje się jedyna osoba dla której mam chęć żyć. Przyjrzałam się jej uważnie i uśmiechnęłam słabo. Nie mam pojęcia jak ja sobie poradzę z tym wszystkim. Nie miałam nawet okazji, ab pomyśleć o tym wszystkim. Mam jednak plan, ale nie wiem czy taki dobry, jeśli sprawy potoczą się tak jak przypuszczam, mój aktualny plan będzie idealny.
Wzięłam najdelikatniej jak tylko mogłam małą na ręce i mocno przytuliłam do siebie. Chyba wyczuła, że to ja bo przestała płakać. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Niemowlę chwyciło mnie lekko za włosy i prawie nie wyczuwalnie pociągnęło za nie. Charakter to ma po mnie. Pomyślałam. Jednakże ona znów zaczęła wydawać z siebie przeróżne dźwięki, na co lekko się skrzywiłam.
Może jest głodna?
Usiadłam wraz z dzieckiem na łóżku i odchyliłam delikatnie moją bluzkę, tak abym mogła ją nakarmić. Córka niemalże od razu zaczęła konsumować pokarm z mojej piersi. na szczęście wiem jak to się robi, gdyż moja mama, jak jeszcze żyła, mówiła mi o takich rzeczach. Często rozmawiałam z nią na przeróżne tematy, czego chwilami bardzo mi brakuje. Nagle usłyszałam ciche chrapnięcie. Zainteresowana odgłosem, obróciłam się z jego źródła. Odetchnęłam z ulgą, gdy zorientowałam się, że obok mnie na stołku śpi Damon. Tak słodko wygląda gdy jest taki spokojny. Chciałabym, aby rodzice nadal żyli. Chciałabym żeby moja córka poznała swoich dziadków. Właściwie to są jeszcze rodzice Harrego, ale nie rozmawiałam z nimi od śmierci ukochanego. Nie wiem nawet co miałabym im powiedzieć. Pewnie oni też by myśleli, że to wszystko moja wina, że to ja jestem winna śmierci ich jedynego syna. Wiem i sama czasem czuje się podle z tymi myślami. Gdy wspomnę sobie ten dzień, a właściwie noc,aż chce mi się płakać. Widzę wszystko tak jakby to było zaledwie wczoraj, a nie ponad rok temu. Ten moment w którym znalazłam ciało Harrego już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, jak blizna. Nawet nie wiem co odpowiem mojej córce, gdy spyta o tatę. Wolę na razie o tym nie myśleć.
Ciekawe co u Lily. Z nią również długo nie kontaktowałam się, ale nie aż tak jak z rodzicami Harrego. Nawet nie wiem czy wie o mojej ciąży, a co dopiero o porodzie. Chciałabym znów ją zobaczyć, wiedzieć, że mam w niej wsparcie, a ona we mnie. Zastanawia mnie jak ona się trzyma. Z tego co wiem Nathan wyszedł cało z tego, więc nie powinna być w tak strasznej rozsypce jak ja. Zresztą Lily jest silniejsza ode mnie, łatwiej jest jen oswoić się z sytuacją lub całkowicie o niej zapomnieć. Zazdroszczę jej tego, też bym chciała taka być. doszłam właśnie do wniosku, że muszę się z nią spotkać. Brakuje mi jej, w ogóle brakuje mi przyjaciół. Wszyscy wokół mnie albo giną albo odsuwają się ode mnie, co mnie bardzo frustruje. Nie wiem co o tym mam sądzić.
________________________________________________________________________
Hejo :* Boże Rose ma dziecko o.O :D Mam nadzieję, że podoba wam się rozdział i zapraszam na nowego bloga Addiction . Na razie nie ma zbyt wiele, ponieważ tylko prolog i zwiastun, ale za niedługo pojawią się rozdziały, tylko przed tym chciałabym aby FF zdobyło jakiekolwiek zainteresowanie.
Jeśli podoba się prolog - zostaw komentarz :)
Wesołych świąt wszystkim! ♥
Świetny rozdział . Wesołych świąt :D
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuńliveteen17.blogspot.com
Cudowne : )
OdpowiedzUsuń