wtorek, 16 grudnia 2014

63.

2 miesiące później... 

Już ponad 60 dni mieszkam u Damona, po Zayn'ie ani śladu. Życie z bratem okazało się całkiem w porządku, choć denerwuję mnie fakt, że musi być wszystko po jego myśli. Najgorsze jest to, że żyje za jego pieniądze , a ja nie cierpię takich sytuacji. Czuję się wtedy, jak dziecko, które nie potrafi o siebie zadbać i potrzebuję opieki kogoś dojrzalszego. Z każdym dniem brzuch daje o sobie znaki, co oznacza , że praktycznie w każdej chwili, mogę urodzić, a tego boję się najbardziej. Aż mnie ciarki przeszły, gdy o tym pomyślałam. Tak dla ścisłości. Nie lękam się bólu jaki przy tym towarzyszy, jestem już na to przygotowana.  Mieszkając tyle z Harrym wiele można się nauczyć i równie wiele wytrzymać. Wiem, że jeśli kogoś na prawdę kochasz, zniesiesz każdy ból, nawet ten najgorszy. Czego się, więc boję? O dziecko. Martwię się, że może być chore, np umysłowo, albo co gorsza nie urodzić się. W końcu na początku nawet nie wiedziałam, że jestem w ciąży i właśnie boję się najbardziej. Przeraża mnie fakt, że moje dziecko, na które czekam ponad pół roku, może się w ogóle nie urodzić. Załamałabym się wtedy. Znów zostałabym sama z własnymi problemami. Znów myślałabym o niedorzecznych rozwiązaniach i ruchach w moim jeszcze nie zbyt długim życiu. Dlatego mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
~^~~
- Jak się spało? - Spytał Damon, gdy jak co rano schodziłam na dół na śniadanie.
- Dobrze. A tobie? - Odpowiedziałam uśmiechając się i siadając na przeciwko niego.
- Też okay. - Odwzajemnił uśmiech i wziął pierwszy kęs naleśników, które przygotował. Zrobiłam to samo.
- Jakie plany dziś? - Damon często gdzieś wychodzi, ale stara się to cały czas ograniczać, z czym nie jest mi za dobrze. Nie chce, aby przeze mnie, musiał ciągle zmieniać swoje plany.
- Nie mam żadnych. - Odparł kończąc temat. Brat cały czas boi się , że w każdej chwili mogę urodzić i dlatego taki jest.

Po skończonym śniadaniu zaczęliśmy oglądać film, który wybrał Damon. Martwię się co jest z Zayn'em, ale nigdy nie odważyłam się spytać o to brata. Boję się negatywnej odpowiedzi, a i taka może paść z jest ust. Wolę żyć nadzieją i dobrymi myślami.
Obejrzeliśmy film pt " V jak Vendetta" (polecam). Ku mojemu zdziwieniu spodobał mi się, choć jest to film głównie polegający na zabijaniu, a ja nie przepadam za takimi. Zbyt bardzo przypominają moje dotychczasowe życie.
- I jak pobadał ci się? - Spytał mnie chłopak, gdy na ekranie pokazały się same napisy.
- Tak, bardzo wciągający. - Skomentowałam szczerze. - Choć ja na miejscy tej dziewczyny, próbowałabym jakoś uciec od niego, nie pogodziłabym się z tym tak łatwo. W końcu on ją poniekąd porwał.
- Rose... oni byli pod ziemią. - Zwrócił uwagę, lekko rozbawiony. - Jak byś uciekła stamtąd?
- Nie wiem. Jakoś bym znalazła sposób. - Odparłam zmieszana.
Damon już się nie odezwał, nie chciał mnie pewnie jeszcze bardziej pogrążać.

Dzisiejszy dzień spędziliśmy cały na oglądaniu przeróżnych filmów. Począwszy od filmu akcji, skoczywszy na romantycznych.  Nim się obejrzeliśmy, na dworze zrobiło się już ciemno. Wiosna w tym roku jakoś się nie spieszy. Jest już kwiecień, a po niej ani śladu. Jedynie śnieg lekko stopniał, ale nadal nie całkiem.
- Choć. - Nagle odezwał się Damon. Popatrzyłam na niego zdezorientowana.
- Gdzie?
- Do  kuchni, zrobimy kolacje. - Odpowiedział i zniknął za ścianą. Wstałam z kanapy, lekko trzęsąc się, gdy zrzuciłam z siebie ciepły koc i poszłam za bratem. 
- Postanowiłaś jednak dołączyć. - Stwierdził uśmiechając się.
- Taa. I tak nie mam nic lepszego do roboty. - Odparłam lekko zmęczona, ale nie dałam tego po sobie poznać.- No to co robimy na tą kolacje?
- Nie wiem. Na co masz ochotę?
- Nie wiem.
Obydwoje w tym momencie zaśmialiśmy się, z naszej wymiany zdań. W ostateczności postanowiliśmy zrobić makaronowa zapiekankę. Kucharze z nas kiepscy, ale zabawy w tym było pełno.
- Daaaamon. Ty wiesz ile to ma kalorii? I jeszcze na noc? - Narzekałam, choć w głębi duszy miałam ogromną ochotę, aby ją zjeść.
- To był twój wybór. - Zauważył śmiejąc się. To prawda, ale lubię czasem ponarzekać, a przy Damonie nie mam na co.
- No wiem... - Powiedziałam cicho, po czym zerknęłam do piekarnika czy już będzie gotowa.

Po skończonej kolacji, rozeszliśmy się do swoich pokoi życząc sobie dobrej nocy. Przy jedzeniu w pewnym momencie nie najlepiej się poczułam, ale nie powiedziałam nic bratu. Jeszcze by się niepotrzebnie martwił, a to tylko skurcze. Ostatnio ciągle je mam i z każdym dniem stają się coraz mocniejsze. Doktor wspominał mi coś o tym, jak byłam ostatnio na kontroli, więc nie przejmowałam się tym. Wzięłam tabletki, które również mi przepisał, w razie gdyby bóle nie ustępowały, po czym położyłam się spać z nadzieją, że choć na chwilę usnę, a to zmniejszy mój ból.
Przez około godzinę wierciłam się na łóżku, siłując się z silnymi skurczami. Nic nie pomagało, ani tabletki, ani odpoczynek. Kompletnie nic, nie wiedziałam co mam robić, więc poddałam się i zawołałam brata.
- Damon... - Powiedziałam z nadzieją, że mnie usłyszy. W końcu jego pokój był na przeciwko mojego, ale jednak to było za mało. Musiałam zawołać go głośniej, ale w tym przeszkadzał mi  ten okropny ból.
- Damon! - Krzyknęłam nagle biorąc się w garść. Nadal nic. Krzyknęłam drugi raz w tej samej tonacji, ale również nie usłyszałam żadnej reakcji.
Dopiero po krótkiej chwili wparował do mojego pokoju jak błyskawica, nie wiedząc co się dzieje.
- Rose? Co jest !? - Spytał, gdy zauważył, że praktycznie płaczę z bólu.
- T-to skurcze. - Powiedziałam cicho, gdy usiadł obok mnie na łóżku. Dotknął mojego czoła, po czym szybko wziął rękę.
- Boże, Rose. Jesteś rozpalona. Dzwonie po karetkę. - Oświadczył szybko wstając i wyciągając komórkę z kieszeni.Chciałam go zatrzymać przed tym, ale jednak wole aby ktoś, kto sie na tym zna mi pomógł, niż żebym zwijała się z bólu.
Damon odszedł na chwile na bok, aby wykonać telefon. Cały czas patrzyłam na niego, gdy rozmawia z ratownikami medycznymi. Mam tylko nadzieję, że się pospieszą.
 - Już jadą, spokojnie Rose. Wytrzymasz, jesteś silna, nie takie piekło już przeszłaś. - Pocieszał mnie, trzymając cały czas za dłoń i masując jej zewnętrzną stronę, co mnie trochę uspokoiło. - Nie myśl o tym. Wyobraź sobie, coś miłego, coś co chciałabyś aby się spełniło. - Kontynuował, proponując. Posłuchałam go i wyobraziłam sobie, że jestem już z powrotem w domu z moim maluchem i nie mogę się napatrzeć na moją prześliczną córeczkę. Bóle nieco ustąpiły, ale nadal je czułam bardzo dobrze. Nagle usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk pogotowia, na co się ucieszyłam.
 - Wreszcie. - Powiedziałam pod nosem, ale Damon to usłyszał i lekko się rozluźnił. Był bardzo spięty oraz zdenerwowany. Nie wiedział co może zrobić, abym tak nie cierpiała. Jestem mu bardzo wdzięczna, że był ze mną przez ten czas. Przy tak dużym bólu, nie potrafię racjonalnie myśleć, więc pewnie do tej pory leżałabym zwijając się z cierpienia.

Lekarze zabrali mnie na nosze delikatnie, po czym wpakowali do pojazdu, pozwalając Damonowi jechać ze mną. Wyjaśnił, że jest moim bratem i musi być przy mnie. Cieszę się, że to zrobił, że jest tu ze mną i nadal trzyma mnie pewnie za dłoń. Dobrze jest czuć go blisko.
 Po około 10 minutach byliśmy już pod szpitalem, a ja dziękowałam Bogu, że tak szybko. Lekarze wyciągnęli mnie z karetki i popchali nosze w stronę windy. Damon szedł tuż za nimi, aż po samą salę, lecz wtedy doktor zabronił mu tam wejść i powiedział, że da mu znać jak będzie już po wszystkim. Brat zgodził się, bo wiedział, że i tak nic nie wskóra. Bałam się zostać sama z tymi lekarzami. Kto mnie teraz przytrzyma za dłoń?
 - Jest pani w ciąży? - Spytał mnie nagle jeden z obecnych. Przytaknęłam lekko, nie będąc w stanie zbytnio mówić. Skurcze były tak mocne, że nie dałam rady normalnie funkcjonować. Mężczyzna głośno wypuścił powietrze z płuc, po czym znów się odezwał - Który miesiąc? -Wzdrygnęłam się na odpowiedź.
 - dziewiąty. - Odparłam zamykając oczy, starając się nie myśleć o bólu, tylko tak jak to Damon powiedział, o miłych dla mnie chwilach.
 - To wszystko wyjaśnia. - Westchnął nagle, a ja nadal nic nie rozumiałam. Nie wiem czy to przez mój stan w jakim się znajduję, czy po prostu jestem taka tempa. Doktor chwycił za róg łóżka, po czym szybkim ruchem popchał je w stronę drzwi od sali.
 - Ale co wyjaśnia? O co chodzi? - Spytałam zdezorientowana.
 - Rodzi pani. - Powiedział jakby to było oczywiste, a mnie zabrakło powietrza.
__________________________________________________________________________
Uuuu no to się podziało :D Chciałam was tylko poinformować, że jeszcze w tym tygodniu napiszę prolog nowego bloga i jeśli wszystko pójdzie jak należy stworzę kolejnego bloga :)
Mogę jedynie powiedzieć, że będzie o Liamie - ponieważ jeszcze nigdy o nim nie pisałam, zresztą gdyby na to popatrzeć to mało jest o nim blogów :) Mam nadzieję, że ktoś będzie go czytał z was ;c

4 komentarze:

  1. Super rozdział i jeśli będzie tak samo wciągający jak ten to tak ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny jak zawsze :D Jak będzie fajny to i ja będę go czytać :))

    OdpowiedzUsuń