czwartek, 5 czerwca 2014

31.

Gdy już byliśmy na miejscu dostrzegłam sporą ilość zgromadzonych. Byłam strasznie przejęta całą ta sytuacją. Weszliśmy z Harrym do środka kościoła. Usiedliśmy w jednej z ostatnich ławek. Nie chciałam aby wiele osób widziało jak płaczę, a coś czułam, że nie będę potrafiła się opanować. 

Po 20 minutach...  

- Megan Black była nie tylko żoną, ale również matką dwójki nastoletnich dzieci.. - Na te słowa większość "gości" spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.W sumie sama bym się pewnie tak zachowała, gdybym nie poznała prawdy. Do tego domu przeprowadziliśmy się jakieś 3 lata temu, już wtedy Damon nie mieszkał z nami, więc rozumiem ich zdziwienie. Przy słowach, które ksiądz wypowiadał nie mogłam się powstrzymać i łzy niebezpiecznie zawitały wśród mojego oka. Harry gdy zauważył, że niechciana z nich wypłynęła objął mnie w uścisk. W ten sposób zasłoniłam twarz w jego ramię. Nie chciałam aby ludzie widzieli jak płaczę. Tym bardziej, że z tego co widziałam, mało co płakało. 
- Wszystko będzie dobrze. - Usłyszałam szept Harrego. Na jego słowa od razu poczułam się lepiej. Nagle poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramię. Odwróciłam się niemal automatycznie.
- Em Rose, jest sprawa. - Zaczął jakiś mężczyzna za mną. Nie wiem czy to ktoś z rodziny czy nie. Jak już wspominałam nie pamiętam wszystkich. Patrzyłam na niego pytającym wzrokiem cały czas się wsłuchując.
- Ciocia Marry miała przygotować przemówienie, lecz z niestety nie dała rady przyjść do kościoła i będzie dopiero na cmentarzu. - Ciocia Marry? Ahh tak siostra mamy. Ją akurat kojarzę. Ale nadal nie rozumiałam co to ma wspólnego ze mną.
- To co? - Spytałam wreszcie, widząc że nie ma zamiaru kontynuować. 
- Pomyślałem, że ty powinnaś ją zastąpić. - Wypalił nagle. Że co? Ja? Przecież ja się w ogóle nie nadaje. Zawsze miałam problemy ze stresem, który zjada mnie od środka. 
- Ale ja.. się nie nadaje. - Wymamrotałam nieskładnie.
- Ależ nadajesz. Rose jesteś jej córką. Myślę, że jednak powinnaś być to ty. - Spojrzał mi głęboko w oczy. Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć.
- Jestem. - Odparłam. 
- Co jesteś? - Spytałam nie mając pojęcia o co mi chodzi.
- Jestem jej córką. Fakt byłam. Ale nadal jestem i będę. - Nie lubię gdy ktoś zachowuję się tak z powodu śmierci. To jest moja matka, a nie była. 
- Ahh tak. - Odpowiedział niemal oczywiście. 
- Zrobię to. - Nie chętnie przytaknęłam. Nie coś, że nie chciałam tego robić, ale strasznie się denerwowałam tym. Mam nadzieję, że rodzice docenią ten gest.
- Dziękuję. - Odpowiedział na moje słowa, po czym odwróciłam się z powrotem słysząc słowa księdza.
- A teraz kilka słów o państwie Black od ich najbliższych. - Ksiądz wskazał na tłum ludzi, którzy wzrokiem szukali jak sądzę Marry. - Marry prosimy. 
Wtedy postanowiłam wziąć żagle we własne ręce. Wstałam niepewnie chwiejąc się.
- Um.. Marry nie mogła przyjść. Ale w zamian może ja wymienię parę słów.. - Powiedziałam nieco zawstydzona, czekając na reakcje zgromadzonych. Nic nie odpowiedzieli, nie przywołali mnie gestem. Nic. 
- Zapraszam. - Usłyszałam księdza, już nieco zniecierpliwionego. Wolnym krokiem wyszłam z ławki, ale już później szybciej i pewniej podeszłam do samego początku. Weszłam po małych schodkach w górę i stanęłam przy mikrofonie. Wszyscy patrzyli na mnie równie zniecierpliwieni. Wtedy właśnie poczułam to wszystko. Te całe nerwy i stres. Nienawidzę gdy ktoś się tak we mnie wgapia. A już szczególnie aż tyle osób.
- Am a więc.. moi rodzice.. to znaczy państwo Black.. - Zaczęłam niepewnie. Ogarnęła mnie całkowita pustak. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. - Um oni.. no nie wiem co powiedzieć, ponieważ nadal nie bardzo mogę uwierzyć w to, że już ich nigdy nie zobaczę. Nie usłyszę tego pięknego głosu mojej mamy. Nie pojadę już nigdy więcej z tatą do zoo. Nie pooglądam z nimi żadnego filmu, nie wyjdę na kolacje... a to wszystko przeze mnie. Gdybym nie była taka nieodpowiedzialna i łatwo myślna wcale by do tego nie doszło. - W tym momencie zauważyłam jak kilka osób przeciera rękawem łzy, które im wypłynęły. Właściwie to sama poczułam wilgoć w okolicy oczu. - Moja mama zawsze była uśmiechnięta, radosna, pomocna. Zawsze na każdy sposób próbowała do mnie dotrzeć, choć to wcale nie było łatwe. Nigdy nie mogłam jej nic zarzucić. Była ciepła, miła, sympatyczna. Starała się mnie wychować jak najlepiej. - Zaczerpnęłam powietrza po tych słowach. Gdy wymawiałam zdania, obrazy tych scen pojawiały mi się w głowie. Było mi ciężko kontynuować, ale czułam jak wszyscy się na mnie patrzą. - A tata.. może nie był aż tak miły czy pomocny. Ale starał się. Zawsze na wszystkie sposoby. Zawsze mogłam na niego liczyć. Umiał postawić na swoim oraz wiedział jak ma iść aby dobrze dojść. Właśnie po nim to mam. Nauczył mnie bardzo wiele i jestem mu za to bardzo wdzięczna. - Znów zrobiłam przerwę aby złapać oddech. Słowa coraz trudniej wychodziły z moich ust. - Naprawdę wołałabym powiedzieć im to na żywo. - Spuściłam wzrok na swoje wysokie buty, aby zakryć łzy. 
- Oni cię słyszą Rose. Na pewno uśmiechają się na te wszystkie miły słowa o nich. - Nagle usłyszałam głos księdza. - Kochają cię. I nie wierzę w to, że przez ciebie zginęli. Może tak myślisz, ale uwierz mi. Takich był ich los. Tego nie da się zmienić. - Pogłaskał delikatnie moje plecy. 
- Amen. - Powiedzieli zgromadzeni. Wtedy poczułam się jakbym odprawiała jakąś mszę, ale nawet to nie spowodowało u mnie nawet najmniejszego uśmieszku. Po tych wszystkich słowach, które wyleciały z moich ust, czułam się jeszcze gorzej. Strasznie żałowałam, że nie mogę powiedzieć im tego prosto w twarz. Powiedzieć jak bardzo za nimi tęsknie i że nie wyobrażam sobie życia bez nich. Ale niestety to nie możliwe. Ich żywot się już skończył, a mój "dopiero" zaczął. Usiadłam powoli znów obok Harrego, który przeczesał moje włosy delikatnienie uspokajać mnie. Nie wiem czy dam sobie radę, czy sobie w ogóle poradzę. Chciałabym aby Damon tu był. Może chociaż on czułby coś podobnego do mnie. Bo jak do tego pory to wydawało mi się, że wszystkim jest to obojętne. 

Po 25 minutach...

 Dopiero jakieś 10 minut spoimy na cmentarzu. Nie wiem ile do będzie trwało, ponieważ do tej pory nie byłam na żadnym pogrzebie. Nie chciałam na nie chodzić. Wolałam pomodlić się w domu, lub w kościele na mszy niedzielnej. Stałam cały czas blisko Harrego, który trzymał mnie uporczywie za rękę. Przy nim czułam się jak małe dziecko. Ale akurat w tym momencie poniekąd tak było. Jak już mówiłam nie mogę w to uwierzyć, że już ich tak po prostu nie ma i już nigdy nie będzie. To zbyt wiele jak na kogoś kto ma dopiero siedemnaście lat. Nagle z zamyśleń wyrwał mnie Damon. Stał kilka korków ode mnie. Nie spodziewałam się go tutaj. Ciekawe czy był w kościele, bo nie wiedziałam go nigdzie. Gdy trumna została już spuszczona w dół, a modlitwa odmówiona wszyscy zaczęli się nagle przytulać. A "się" mam na myśli mnie. Nie wiem w sumie czemu. Nie lubię gdy ktoś uważa mnie za sierotę czy coś. Może i nie mam rodziców, ale mam Harrego... No nie wiem czy to mnie jakoś usprawiedliwia, ale już dobra.
- Ohh Rose. - Usłyszałam nagle znajomy mi głos. Odwróciłam się lekko i ujrzałam Marry. - Dziękuję ci bardzo, że wyręczyłaś mnie w kościele. To dla mnie na prawdę wiele znaczy. Tym bardziej, że wiem jakie to było dla ciebie trudne. - Wyznała "na powitaniu". Ciocia Marry zawsze od razu przechodziła do rzeczy. Nie lubiła owijać w bawełnę i za to ją lubiłam. 
- Na prawdę to nic wielkiego. - Wymamrotałam patrząc na nią. Ona nagle ciasno mnie uścisnęła. 
- Współczuję ci. - Szepnęła w moje ucho. Nie potrzebuję litości. 
- dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niej szczerze. 
- Może masz ochotę na kawę? - Zaproponowało spontanicznie. 
- Um chętnie, ale niestety dzisiaj nie dam rady. - Powiedziałam zgodnie z prawdą. Nie czułam się zbyt dobrze. 
- Oczywiście. Rozumiem. W razie czego będziemy w kontakcie. - Powiedziała po czym odeszła. Jeszcze po niej, rozmawiałam z kilkoma osobami, które przedstawiały mi się na nowo, ponieważ nie wiedziałam kim oni są. Dopiero po parunastu minutach miałam odrobinę swobody. Szukałam wzrokiem Damon'a. Po chwili go odnalazłam i podeszłam do niego. Widać było, że się tego spodziewał. 
- Sądziłam, że nie przyjdziesz. - Spojrzałam na niego ironicznie.
-----------------------
9 KOMENTARZY = NEXT <3   
 

9 komentarzy:

  1. WOW. Po prostu rycze. Czekam na nexta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na nexta. Rozdział super ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski! *.* czekam na nexta *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju jakie to smutne. :-/ czekam na następny. :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny rozdział. Już nie mogę się doczekać kolejnego. :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne :3
    Czekam na kolejny! :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Rozdział Mega Super Extra ^-^
    Piszesz świetne i mam nadzieję, że nie przestaniesz :3
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń