Rano obudziło mnie trzaśnięcie gdzieś w pobliżu. Dopiero gdy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że jednak zasnęłam. A to szlak! Obiecałam sobie, że tego nie zrobię, no ale cóż, w sumie nie dałabym rady wytrzymać tyle godzin bez snu, tym bardziej w takiej nudzie. No, ale wracając do trzasku. Szybko wstałam z łóżka i podeszłam do okna, okazało się, że błyskawica uderzyła w jedno z drzew, właśnie obok mojego okna. Boże, dobrze że nie trafiło w dom, czy coś. Ahh nadal mnie głowa strasznie boli. Normalnie nie mogę wytrzymać. Gwałtownie usiadłam na podłodze, nawet nie zdążyłam dojść do łóżka, gdy ból stał się jeszcze silniejszy.
-Ałł! - Wrzasnęłam. Wtedy do pomieszczenia wbiegł Damon.
- Wszystko w porządku? Co ci jest? - Spytał kucając przy mnie. Nadal mocno trzymałam zaciśnięte ręce na głowie. Łzy jak na złość zaczęły spływać mi z oczu. To był zbyt silny ból, bym mogła je jakkolwiek zatrzymać. Chłopak chwycił mnie w pasie i podniósł, po czym ostrożnie położył na łóżku. Usiadł obok mnie, na odpowiednią odległość. Widać było, że chciał abym mu zaufała. Był miły, opiekuńczy, troskliwy. Coś czułam, że on wcale nie jest taki jak ten facet, który mnie tu przyprowadził.
- Piłaś to?! - Z zamyśleń wyrwał mnie głos Damon'a. Patrzył na mnie zatroskany, ale również wkurwiony, wskazując na ciemny kubek na stoliczku. Lekko przytaknęłam głową, na co ten parsknął. - James ci to dał, prawda? - Syknął w moją stronę. Nie wiem czemu, ale czułam się jakby to na mnie był zły.
- T-tak, wczoraj.. wieczorem. - Wyjąkałam, ból był nieznośny, a jeszcze Damon. Ahh wszystko doprowadzało mnie do szału. Nie mogłam nawet poukładać swoich myśli. Damon wstał i wyszedł. Tak po prostu. Bez żadnych zbędnych słów. A ja opadłam wykończona na poduszkę, zakrywając się kocem. Właściwie to nie miałam pojęcia, o co chodziło Damonowi z tą herbatą. No cóż, widocznie coś istotnego, skoro tak się przejął.
*** Oczami Damon'a***
Z trudem szukałem Jamesa po tym całym "domu". Kurwa, nawet bym nie przypuszczał, że może jej coś takiego zrobić. A nawet mi. Kurwa czy ten dupek nie rozumie, że ma jej nie dotykać?! Jeżeli jej chociaż włos z głowy spadnie, kurwa zabije tego skurwiela. A ja, niestety, zawsze dotrzymuję danego słowa, więc na jego miejscu mocno był uważał na to co robię.
- James! - Zawołałem go, gdy akurat wychodził ze swojego "pokoju". Podszedł powoli do mnie, a ja od razu zacząłem wrzeszczeć na niego.
- Co ty kurwa odpierdalasz? - Byłem serio wkurwiony na niego. Nie mogłem się opanować.
- O co ci koleś chodzi? - Udawałam jakby nigdy nic, to mnie najbardziej u ludzi wkurza.
- Nie udawaj, że nie wiesz! Dlaczego Rose ma w pokoju narkotyki?! - Wypaliłem bez żadnych zastanowień, czy Rose to w ogóle słyszy, miejmy nadzieje że nie. Przez chwili patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem, po czym odsunął się odrobię.
- Nie mów, że sam nie chciałeś, jej ich dać. - Parsknął w moją stronę. Nosz kurwa we mnie się już gotowało, normalnie.
- Nie, kurwa.
- Weź tak będzie lepiej.. - Zaczął zadowolony z siebie.
- Co będzie lepiej?!
- No wiesz.. - Nikczemny uśmieszek wdarł mu się na twarz.
- Ty dupku!. Nie masz prawa jej nawet tknąć. - Nie dałem rady już dłużej utrzymać swoich emocji.
- A co ci tak na niej zależy? - Nie odpowiedziałem przez chwili, właściwie to nie chciałem aby ktokolwiek o tym wiedział, więc wolałem milczeć.
- No właśnie. Widzisz? To tylko zwykła dziwka, taka jak każde.
- Nie mów tak o niej. - Skrzywiłem się w jego stronę, po czym już miałem iść. - Lepiej będzie dla ciebie, jeśli będziesz trzymać się od niej z daleka. - Splunąłem obok niego.
- Aaa już kumam. Chcesz mieć ją całą tylko dla siebie. Nie ładnie stary.. - Gdy to usłyszałem, nerwy mi puściły. Odwróciłem się i podszedłem szybszym krokiem do niego. Po czym wycelowałem mu prosto w szczękę z pięści. Wtedy ujrzałem jak przestraszona Rose powoli wychodzi z pomieszczania. Nie chciałem aby widziała mnie w takim stanie. Niestety, Rose tylko rozproszyła moją uwagę, co wyszło na dobre Jamesowi. Uderzył mnie prosto w brzuch, co spowodowało moim schyleniem się. James mnie wyprostował, po czym znów zaczął okładać mnie pięściami.
- Zostaw go! - Usłyszałem głos Rose, który zdawał się być coraz głośniejszy.
- Rose kurwa, idź stąd. - Wycisnąłem przez zęby. Mam nadzieję, że James jej nic nie zrobi. To by było wszystko przeze mnie.
- Damon! - Rose nadal krzyczała. Uparta dziewczyna.
- Damon dobrze ci radzi. Idź stąd, złotko.
- Nie. Masz go puścić.
- Bo co?
- Jezu, człowieku opanuj się. Co on ci niby zrobił? - Dziewczyna stała w bezruchu przez kilka sekund, po czym zbliżyła się jeszcze bardziej.
- Kurwa, Rose nic mi nie będzie. Idź stąd. - Te ciosy od Jamesa, tak na serio nic poważnego nie mogły mi zrobić. Jedynie mały strumyk krwi zaczął mi płynąć z nosa, ale to przecież nic takiego. Widocznie Rose ma już zbyt wiele takich przeżyć, aby odpuścić. Nie chciałem być jednym z nich.
- Nie wierzę ci Damon. Przecież widzę jak wyglądasz..
- Odsuń się, albo z tobą będzie równie źle. - Wysyczał James, ale Rose nie ustępowała. Nie mam pojęcia co sprawiało, że była taka uparta lub może dumna. Nie wiem. W każdym bądź razie coś sprawiało, że nie mogła po prostu odpuścić. Co mnie doprowadzało do szału. Rose była już tak blisko, że gdyby James się obrócił wszedł by na nią. Wtedy dziewczyna chwyciła go delikatnie za ramię. Tak jakby chciała go uspokoić.
- Mówiłem ci, że to nie twoja sprawa. - I wtedy James uderzył ją tak samo w brzuch, co sprawiło, że Rose upadła z hukiem na ziemię, przy czym pisnęła dosyć głośno. Kurwa niech torturuje mnie, a od niej się odwali.
***Oczami Rose***
Boże, leżałam tam przez dłuższą chwilę. Nie mogłam się ruszyć. Ból kompletnie mnie sparaliżował. Nie dość, że głowa mi napieprza jakby miała zaraz eksplodować, to jeszcze teraz ten cholerny brzuch. Uderzył mnie akurat pod pępkiem, a tam miałam dosyć wrażliwe miejsce. Cały czas leżałam z zamkniętymi oczami, nie miałam nawet ochoty aby patrzeć na to co dzieje się obok mnie. Tym bardziej gdy ja jestem bezradna. Nienawidzę gdy jest coś co mogę zrobić, a nie robię tego. Po jakimś czasie poczułam czyjąś rękę przy moim udzie.
- Wszystko w porządku? - Ah to tylko Damon. Dobrze postanowiłam ufając mu. Nie wiem czemu, ale przy nim czułam się choć odrobinę bezpieczniejsza. Wiedziałam, że nic by mi nie zrobił. Lekko przytaknęłam głową, po czym podniosłam się aby usiąść.
- Tak, wszystko ok. - Powiedziałam, lecz prawa wcale taka nie była. Nie chciałam wychodzić, na dziewczynę, której zawsze i wszędzie trzeba pomagać. Delikatnie chwycił mnie w pasie, po czym podniósł do góry, aby wstała. I wtedy wydało się. Moje nogi chyba się na mnie obraziły, bo nie mogłam nawet na nich ustać.
- Serio, wszystko ok? - Uśmiechnął się typu "miałem rację" i pomógł mi dojść do łóżka, gdzie ostrożnie pomógł mi się położyć.
- On zapłaci za to. - Skądś już to znam. Ahh tak Harry. Już niemal o nim zapomniałam. Jakoś widocznie nie zależy mu na mnie, skoro nawet ani raz nie zadzwonił, a miałam wczoraj u niego spać. Każdy idiota skapł by się, że jest coś nie tak. A prawdę mówiąc on do idiotów się nie zaliczał. Damon cały czas siedział przy mnie, aż do momentu gdy zasnęłam. Wtedy nie wiem co się dalej działo. Chociaż cały czas słyszałam czyjąś rozmowę, jak sądzę Jamesa i Damona. Tylko czemu muszą załatwiać takie sprawy przy mnie, gdy ja do cholery śpię? Chyba, że to właśnie chodzi o mnie..
- James! - Zawołałem go, gdy akurat wychodził ze swojego "pokoju". Podszedł powoli do mnie, a ja od razu zacząłem wrzeszczeć na niego.
- Co ty kurwa odpierdalasz? - Byłem serio wkurwiony na niego. Nie mogłem się opanować.
- O co ci koleś chodzi? - Udawałam jakby nigdy nic, to mnie najbardziej u ludzi wkurza.
- Nie udawaj, że nie wiesz! Dlaczego Rose ma w pokoju narkotyki?! - Wypaliłem bez żadnych zastanowień, czy Rose to w ogóle słyszy, miejmy nadzieje że nie. Przez chwili patrzył na mnie podejrzliwym wzrokiem, po czym odsunął się odrobię.
- Nie mów, że sam nie chciałeś, jej ich dać. - Parsknął w moją stronę. Nosz kurwa we mnie się już gotowało, normalnie.
- Nie, kurwa.
- Weź tak będzie lepiej.. - Zaczął zadowolony z siebie.
- Co będzie lepiej?!
- No wiesz.. - Nikczemny uśmieszek wdarł mu się na twarz.
- Ty dupku!. Nie masz prawa jej nawet tknąć. - Nie dałem rady już dłużej utrzymać swoich emocji.
- A co ci tak na niej zależy? - Nie odpowiedziałem przez chwili, właściwie to nie chciałem aby ktokolwiek o tym wiedział, więc wolałem milczeć.
- No właśnie. Widzisz? To tylko zwykła dziwka, taka jak każde.
- Nie mów tak o niej. - Skrzywiłem się w jego stronę, po czym już miałem iść. - Lepiej będzie dla ciebie, jeśli będziesz trzymać się od niej z daleka. - Splunąłem obok niego.
- Aaa już kumam. Chcesz mieć ją całą tylko dla siebie. Nie ładnie stary.. - Gdy to usłyszałem, nerwy mi puściły. Odwróciłem się i podszedłem szybszym krokiem do niego. Po czym wycelowałem mu prosto w szczękę z pięści. Wtedy ujrzałem jak przestraszona Rose powoli wychodzi z pomieszczania. Nie chciałem aby widziała mnie w takim stanie. Niestety, Rose tylko rozproszyła moją uwagę, co wyszło na dobre Jamesowi. Uderzył mnie prosto w brzuch, co spowodowało moim schyleniem się. James mnie wyprostował, po czym znów zaczął okładać mnie pięściami.
- Zostaw go! - Usłyszałem głos Rose, który zdawał się być coraz głośniejszy.
- Rose kurwa, idź stąd. - Wycisnąłem przez zęby. Mam nadzieję, że James jej nic nie zrobi. To by było wszystko przeze mnie.
- Damon! - Rose nadal krzyczała. Uparta dziewczyna.
- Damon dobrze ci radzi. Idź stąd, złotko.
- Nie. Masz go puścić.
- Bo co?
- Jezu, człowieku opanuj się. Co on ci niby zrobił? - Dziewczyna stała w bezruchu przez kilka sekund, po czym zbliżyła się jeszcze bardziej.
- Kurwa, Rose nic mi nie będzie. Idź stąd. - Te ciosy od Jamesa, tak na serio nic poważnego nie mogły mi zrobić. Jedynie mały strumyk krwi zaczął mi płynąć z nosa, ale to przecież nic takiego. Widocznie Rose ma już zbyt wiele takich przeżyć, aby odpuścić. Nie chciałem być jednym z nich.
- Nie wierzę ci Damon. Przecież widzę jak wyglądasz..
- Odsuń się, albo z tobą będzie równie źle. - Wysyczał James, ale Rose nie ustępowała. Nie mam pojęcia co sprawiało, że była taka uparta lub może dumna. Nie wiem. W każdym bądź razie coś sprawiało, że nie mogła po prostu odpuścić. Co mnie doprowadzało do szału. Rose była już tak blisko, że gdyby James się obrócił wszedł by na nią. Wtedy dziewczyna chwyciła go delikatnie za ramię. Tak jakby chciała go uspokoić.
- Mówiłem ci, że to nie twoja sprawa. - I wtedy James uderzył ją tak samo w brzuch, co sprawiło, że Rose upadła z hukiem na ziemię, przy czym pisnęła dosyć głośno. Kurwa niech torturuje mnie, a od niej się odwali.
***Oczami Rose***
Boże, leżałam tam przez dłuższą chwilę. Nie mogłam się ruszyć. Ból kompletnie mnie sparaliżował. Nie dość, że głowa mi napieprza jakby miała zaraz eksplodować, to jeszcze teraz ten cholerny brzuch. Uderzył mnie akurat pod pępkiem, a tam miałam dosyć wrażliwe miejsce. Cały czas leżałam z zamkniętymi oczami, nie miałam nawet ochoty aby patrzeć na to co dzieje się obok mnie. Tym bardziej gdy ja jestem bezradna. Nienawidzę gdy jest coś co mogę zrobić, a nie robię tego. Po jakimś czasie poczułam czyjąś rękę przy moim udzie.
- Wszystko w porządku? - Ah to tylko Damon. Dobrze postanowiłam ufając mu. Nie wiem czemu, ale przy nim czułam się choć odrobinę bezpieczniejsza. Wiedziałam, że nic by mi nie zrobił. Lekko przytaknęłam głową, po czym podniosłam się aby usiąść.
- Tak, wszystko ok. - Powiedziałam, lecz prawa wcale taka nie była. Nie chciałam wychodzić, na dziewczynę, której zawsze i wszędzie trzeba pomagać. Delikatnie chwycił mnie w pasie, po czym podniósł do góry, aby wstała. I wtedy wydało się. Moje nogi chyba się na mnie obraziły, bo nie mogłam nawet na nich ustać.
- Serio, wszystko ok? - Uśmiechnął się typu "miałem rację" i pomógł mi dojść do łóżka, gdzie ostrożnie pomógł mi się położyć.
- On zapłaci za to. - Skądś już to znam. Ahh tak Harry. Już niemal o nim zapomniałam. Jakoś widocznie nie zależy mu na mnie, skoro nawet ani raz nie zadzwonił, a miałam wczoraj u niego spać. Każdy idiota skapł by się, że jest coś nie tak. A prawdę mówiąc on do idiotów się nie zaliczał. Damon cały czas siedział przy mnie, aż do momentu gdy zasnęłam. Wtedy nie wiem co się dalej działo. Chociaż cały czas słyszałam czyjąś rozmowę, jak sądzę Jamesa i Damona. Tylko czemu muszą załatwiać takie sprawy przy mnie, gdy ja do cholery śpię? Chyba, że to właśnie chodzi o mnie..
Piękny !
OdpowiedzUsuńNext !!!
Bardzo fajny . Ale nie lubię kiedy facet nie potrafi szanować kobiet. Masakra;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;3